Witajcie!
Patrząc przez okno mam wrażenie, że przyszła jesień. Zrobiło się chłodno. Pada deszcz i w ogóle jest jakoś ponuro. Ogród zapłakany, a namoknięte kwiaty róż wyglądają jak zmięte szmatki. Mam nadzieję, że ten stan nie utrzyma się zbyt długo, bo widok takiego sierpniowego ogrodu jest dość przygnębiający. I już sama nie wiem co jest lepsze? Przypalone przez upały, skwierczące kwiaty, czy te leżące i utytłane w ziemi. Dzisiejsze zdjęcia będą zaprzeczeniem tej paskudnej aury, bo robione w ciągu ostatnich kilku dni. Ostatnie zdążyłam zrobić wczoraj. Dzisiaj nawet nie wyszłam do ogrodu. Wystarczyło mi to, co zobaczyłam przez zapłakane szyby.
To na poprawę nastroju
Floresito, przychodzi czas, że dzieci wyfruwają z domu niczym młode pisklęta z gniazda, a nam nie pozostaje nic innego jak wspierać nasze pociechy i tęsknić

A syndrom opuszczonego gniazda będzie nam towarzyszył jeszcze przez długi czas. I chociaż teraz jest nam ciężko, to w końcu przywykniemy do tego, że nasze dzieci się usamodzielnią i zaczną żyć na własną rękę. Wiem, że na tę chwilę to żadne pocieszenie, ale co nam innego pozostało?
Sabinko i u mnie część floksów złapała mączniaka. Nie cięłam ich jednak, tylko zrobiłam oprysk.
Boscobel - jestem zachwycona

Jak do tej pory ma wszystkie te cechy, które powinna mieć super róża. Zgrabny pokrój, silne, wyprostowane pędy, cudne, pachnące, trwałe kwiaty. I jak na razie jest całkowicie zdrowa. Czego chcieć więcej? No, może drugiego egzemplarza
Wedgwood Rose kupowałam w polskiej szkółce.
Boscobel nadal kwitnie
A tutaj z Falstaff
Jadziu nie narzekam, ale wiesz - zawsze może być lepiej
Wedgwood Rose jest moim zdaniem ładniejsza od Grace, które mnie jednak rozczarowała.
Cream Abundance
Marlenko, Herzogin Christiana to różyczka posadzona jesienią. Na razie nie powiem o niej zbyt wiele. Kwiaty ma urocze w delikatnym jasnym różu. Krzaczek niewielki, o zgrabnym pokroju. Liczyłam na trochę więcej kwiatów, bo widziałam, że potrafi zaczarować nie tylko ich pięknem, ale też ilością. Kupowałam ją razem z Rosengrafin Marie Henriette i jak na razie bardziej zachwyciła mnie ta druga
Novalis
Ewcia nie mam nic do Queen Elizabeth i w tym właśnie tkwi problem. Moje serce nie bije szybciej na jej widok. To jedna z najstarszych moich róż, ale każdej wiosny muszę ciąć ją do poziomu gruntu, bo przemarza. Na dodatek od wielu lat odbija tylko jednym pędem i to mnie denerwuje, bo dziwnie wygląda ten jeden badyl, na którego szczycie kwiaty wyglądają jak wiechcie. Poza tym od dwóch sezonów łapie praktycznie każde choróbsko
A co do Sharify...Chyba jej miejsce podpasowało, bo faktycznie rośnie i kwitnie aż miło. Na tej podwyższonej rabacie wszystko tak rośnie, bo tam nam przywieźli bardzo żyzną ziemię.
Sharifa Asma
Basiu Coś mi z głową się robi...
Nie Tobie jednej...
Asiu, coś mi się wydaje, że Twoja róża odbiła dziczką i stąd ten silny wzrost i brak pąków do tej pory

Dzikie odrosty mają charakterystyczne liście, więc dość łatwo je poznać. Jeśli nie jesteś jednak pewna, to odkryj miejsce szczepienia i zobacz skąd wyrastają te silne pędy. Jeśli poniżej tego punktu, to na bank będzie dziczka.
Amelie Nothomb
Dorotko, dziękuję
Augusta Luise
Werka, już nie narzekam na suszę. Dwa dni temu podlaliśmy cały ogród...A następnego dnia - spadł deszcz i pada do dzisiaj. M mówi, że jak chcę żeby spadł deszcz, to mam się wziąć za podlewanie, a on umyje samochód. Wtedy na mur beton będzie padać
Z grzybami na trawniku nie pomogę. A jadalne są chociaż?
Swojej Mme Isaac Pereire dam ostatnią szansę. Wywalę jednego Elmshorna i na jego miejsce posadzę właśnie ją. Tam przez większą część dnia jest półcień. Może to jej wreszcie będzie pasowało. Jak nie to wyleci, bo nie mam już do niej siły.
The Wedgwood Rose raczej nie nadaje się na południową ścianę. Ona jak większość Austinek nie bardzo lubi mocne słońce. Za deszczem zresztą też nie przepada. Ale, które róże są odporne na opady? Mało jest takich, które potrafią znieść padający przez kilka dni deszcz i nadal zachwycać wyglądem.
Bernstein Rose
A tutaj w towarzystwie Hot Chocolate
Alexio masz rację, że tylko selekcja pozwoli nam cieszyć się tymi najbardziej odpornymi na ekstremalne warunki. Tylko gdzie ich szukać? Każdej można przykleić jakąś łatkę. Jak kwiaty w miarę odporne na upały, to z kolei zdarza się plamistość, albo mączniak. Jak krzaczek zdrowy, to kwiaty wiszą smętnie w dół i po kilku godzinach na słońcu wyglądają jak skwarki
Niesamowita Granny dopiero się rozkręca
Jagna, w moim tegorocznym rankingu debiutantek, Boscobel zajmuje I miejsce. I powiem krótko - za całokształt. W związku z tym, myślę o dokupieniu drugiego egzemplarza.
A jeszcze Cię troszkę pomęczę mogę?: jakbyś miała wybrać Princess Alexandrę of Kent, albo Princess Anne, to którą byś wybrała i dlaczego?
O mamo, ale zagwozdka! Każda z nich ma plusy i minusy, ale żeby tak wskazać, która jest lepsza? Miej litość!

No, spróbuję, ale to naprawdę trudne.
Mam po dwa krzaczki obu księżniczek, więc jakiś ogólny pogląd można sobie wyrobić.
Princess Alexandra of Kent.
Plusy: zjawiskowo piękne kwiaty. Dość trwałe, pachnące. Po kilka na pędzie, co utrudnia ich sztywne utrzymywanie. Dość szybko rośnie, chętnie i obficie powtarza.
Minusy: nie podoba mi się sam pokrój. Nie tworzy zwartego krzaczka, tylko poszczególne pędy rozłażą się na boki. Trzeba to wszystko jakoś podwiązywać, bo inaczej wygląda dość dracznie. Poza tym w tym sezonie podłapała trochę plamek. Nie jest to jakaś wielka ilość, ale trochę porażonych liści trzeba zbierać.
Princess Anne
Plusy: pokrój dużo ładniejszy niż Alexandry, bardziej zwarty. Krzaczki dużo zgrabniejsze. Chętnie wypuszcza nowe, silne pędy, na których zakwita ogromną ilością kwiatów. I tych kwiatów w tym sezonie miała dużo, dużo więcej.
Minusy: kwiaty mniej trwałe i chyba mimo wszystko gorzej znosi mocne słońce.. Szybciej się osypuje. W tym roku i ona podłapała plamistość w podobnej ilości, czyli na dole, ale jednak. Można powiedzieć, że na obecną chwilę obie panny nie mają skarpetek, chociaż może w przypadku księżniczek to mało eleganckie
Na szczęście ja nie muszę wybierać i dobrze, bo obie są piękne i nie wyobrażam sobie nie posiadać tych odmian u siebie.
Małgosiu, zżera mnie ciekawość, jakiej to pomocy potrzebujesz kochana?

Jeśli tylko będę w stanie, to bardzo chętnie.
Z gołymi pannami to teraz już nic nie zrobisz. Zbieraj opadnięte liście i zrywaj te porażone. Opryski o tej porze chyba nie przyniosą już poprawy.
Abraham Darby
Aniu Pulpa222, czarna plamistość w tym roku zbiera żniwo w wielu ogrodach. Do tej pory u mnie występowała sporadycznie i na dosłownie nielicznych egzemplarzach. W tym sezonie rozszalała się na całego. Jak pisałam dziewczynom, za taki stan w pewnym stopniu mogę podziękować sobie
Jeden wniosek wyciągnęłam - wiosenne opryski miedzianem to mit. Nic nie dają. Szkoda czasu i roboty. Więcej nie użyję tego specyfiku, bo to bez sensu.
Clair Renaissance
Aniu Annes 77 nie dość, że trudny rok pod kątem chorób grzybowych, to na dodatek po zimie, której nie było trzeba było cięcia powtarzać bez końca. Jeszcze całkiem niedawno musiałam wycinać pędy, które wiosna wyglądały dobrze, a po kilku tygodniach okazywały się brązowieć już nawet z liśćmi i pączkami kwiatowymi

Tak było z Aphrodite, Augusta Luise, Chippendale (ten ostatni do tej pory coś słabo wygląda)
O Glyndenbourne to nawet nie chcę mówić - nie warto. To jej drugi sezon, a jak dotąd niczego nie pokazała. Dostaje ostatnią szansę, a jak się nie weźmie do roboty to w przyszłym roku wyląduje na śmietniku i tyle.
Lady of Shalott jeszcze nie mam, ale skutecznie mnie kusicie razem z Jagną i Tolinką. Coś czuję, że w końcu się złamię i jesienią będzie moja

Tylko gdzie ja znajdę dla niej miejsce?
Pierwszy kwiatek Strawberry Hill
Wybaczcie, że nie odpowiem dzisiaj wszystkim, ale nie dam już rady. Zrobiło się późno, a ja zmęczona. Zapraszam jutro na dalszy ciąg odpowiedzi i małą porcję zdjęć.
Dobrej nocy kochani
