Marysiu - dziękuję za miłe słowa i serdecznie zapraszam
Aniu - ogród bezobsługowy - to rzecz idealna i dla mnie.
***
Ogród już zapomniał, że padało. A że nadal nie mam normalnego przyłącza w ogrodzie, biegam z konewką jak obłąkana, lejąc wodę tylko tam, gdzie naprawdę już jest potrzebna "na wczoraj". I w końcu - przy tej okazji - dostrzegłam znaczące plusy dodatnie małego ogrodu. Coś tam powoli, bardzo powoli się robi. Ale co człowiek wyjdzie z zamiarem popracowania, pokopania, pogapienia się na rośliny, powypraszania niepożądanych gości, to jak na złość, coś zawsze wyskoczy - a to trzeba gdzieś pojechać, a to ktoś przyjechał, i tak w kółko.
Zmierzch czosnków - zdecydowane odkrycie tej wiosny! Że też ja nie wiedziałam, że one są takie mało problematyczne, bardzo malownicze i fotogeniczne... Karta stałego pobytu zaklepana. Tylko już widzę, że muszę je wsadzać wgłębnie w rabatę, żeby te liściory przyklapnięte tak się nie wywalały na pierwszym planie. No, ale jak wiadomo już od "Pół żartem, pół serio" -
nobody's perfect.
Czosnki się zwijają, inne za to - się rozwijają. Choć niektórym na przeszkodzie ciągle coś staje, a to dzikie tabuny mszyc, a to bruzdownica, a to jakaś inna paskuda niszczy kwiaty, obżera pąki, paskudzi liście. Żeby te róże nie były tak urodziwe, to nie wiem, czy bym to dziadostwo znosiła...
Róża idealna, pancerna wręcz (wiem mówiłam to w zeszłym sezonie, ale repetitio est mater studiorum

) - żaden robal jej się nie ima, liście ma piękne, kwiecia obfitość. Nawet to, że rośnie praktycznie w wykopie i notorycznie ją miętolili panowie budowlańcy, nie wpłynęło negatywnie na jej wygląd. Pojedynczy kwiat, bo w szerszym planie narzucają się mało wyględne wykopy lub sanitariat w kolorze żwawej pomarańczy.
Aspirin.
Uetersener Klosterrose
First Lady - jak widać, niestety, jakaś świnia - za przeproszeniem - obżarła jej kwiecie. I mimo, że jest ładnie zapączkowana, prawie każdy ma jakieś ślady po tej trzodzie. W podobny sposób załatwiony został pierwszy kwiat braciszka Cadfaela. A to oznacza wojnę! Wieczorem biorę mój spryskiwacz, w kolorze zieleni maskującej, i pokażemy dziadostwu, kto w szwedzkim rządzi.
Lykkefund - kupiona jesienią, wkopana wiosną. Obficie zapączkowana, się mi podoba.
I absolutny mistrz, zaraz po Aspirynie.
Schneekoenigin - wsadzana wiosną, a już zbudowała ładny krzaczek i tak obficie zapączkowany, że zapowiada się całkiem znośne kwitnienie.
Sombreuil też już zaczyna się otwierać, ale oczywiście w kwiatach też już siedzą jacyś nieproszeni goście.
Za chwilę dalszy ciąg programu
