Witajcie!
Dziś Ligi Mistrzów nie będzie, no chyba żeby wieczorem..., będzie natomiast nieco aktualności.
Deszcz pada po przepięknym wczorajszym słonecznym dniu, kupione u Hypnosa stokrotki mokną na palecie. A biedny kotek wpadł pod samochód i zakończył żywot, tak więc nazwa ogrodnictwa "U Hypnosa" ( nadana przeze mnie) odchodzi w przeszłość...
.
Madziu!
Widzę, że po fascynacji różami nadchodzi pewne otrzeźwienie związane z trudami opieki nad nimi

. Faktycznie, czas i trud włożony w ich uprawę daje prawo oczekiwania spektakularnych efektów. Jeśli ich brak - wkrada się zniechęcenie...
Róż rabatowych i wielkokwiatowych nie wyrzucaj, zaoferuj je komuś, u kogo jest cieplej, zaciszniej. Pewnie znalazłby się ktoś, kto się nimi chętnie zaopiekuje...
Mrs John Laing podoba mi się, lubię ten kolor - lilaróż, poza tym jest ponoć odporna zarówno na mróz, jak i na słońce i deszcz. I nie ma kolców, co też lubię. Deprymuje mnie tylko jej wrażliwość na czarną plamistość. Ciekawa jestem jakie są Twoje doświadczenia z tą różą.
Edulkotku kochany, jak zwykle polecasz Souveniry

. Jakby mogło być inaczej... Trzeba będzie przepatrzeć Twoje wątki pod kątem kuszenia nimi... choć moja przygoda z firmą Kamili była krótka i dość nieciekawa. Aktualnie czekam na różę
Young Lycidas od niej... Zobaczę co z tego wyjdzie...
PS. Chciałabym, żebyś wiedziała, że na bieżąco śledzę Twoje zmagania z budową domku, reorganizacją ogrodu (!) i życiem w ogóle. Chylę czoła

.
Oj,
Muffinko, jak trafnie określiłaś pogodę

. Ja też idę z nią na noże, mimo że porządki mam już za sobą od jesieni. Ale za to zakupione lilie leżą w kartoniku, bo nic, absolutnie nic mnie nie zachęca do poszukania im miejsca na rabatach.
I Ty, Brutusie, wyrzucasz cherlaki ze stepów? Ty, kobieta o łagodnym i wielkim sercu

.
To oczywiście żart, bo Ciebie tym bardziej rozumiem, albowiem wierzę, że podejmując daleką wyprawę w stepy chcesz tam zażywać przyjemności. A co to za przyjemność z biadolenia nad nieudacznikami...
Jasne, że dla Ciebie mrozoodporność róż jest niezwykle ważna. Dla mnie mniej, bo jeszcze nigdy żadna róża nie zginęła z tego powodu. U mnie problemem jest susza.
Jasmina tak się rozhulała, że już w połowie lata wycięłam jej kilka potężnych gałęzi (widocznych na zdjęciu). Nie mam jednak złudzeń - odrośnie z wielką siłą. Kwiaty ma ładne. Te wiszące kiści
Elwi swego czasu uznała za godne pędzla holenderskich mistrzów. A ta bladość pewnie od ostrego słońca...
Gipsy Boy w Twój ogród wpisze się świetnie i będzie przypominał egzemplarz
Daffo!
Ech, Ewelino!
Życie różane przed Tobą, możesz mieć, co zechcesz... A korzystając z doświadczeń forumowiczów będziesz mogła unikać (choć w jakimś stopniu) nieudanych wyborów.
Rosarium Uetersen to sztandarowa róża Kordesa

.
Sylwio!
Z różami o podobnych ciemnych kolorach trzeba szczególnie uważać. Jedne mają odcienie wpadające we fiolet, inne w barwę czerwonego wina, jeszcze inne mają w barwie jakiś cień brązu. Posadzone obok siebie tracą swoje indywidualne cechy, robi się coś takiego, że jedna "wyjada" kolor innej. Chcąc mieć dużą plamę ciemnego koloru lepiej posadzić kilka sztuk w jednym odcieniu.
Ilse Krohn, mimo że ma w nazwie
Superior, nie kupiłabym. Poza fazą pączka, cały czas wygląda, jakby mdlała lub więdła

. Natomiast
Hella to już inna róża, urocza, pełna świeżości.
Jasminę mogę polecić, jeśli lubisz róże potężne i wielkie, choć kolczaste.
Liczysz na ADR, kojarząc ten znak ze "Szwedzkim ogrodnikiem"? No, nie wiem... Ja do tego znaku podchodzę tak jak do pierwszeństwa przejazdu na drodze

.
Ech, Yoll!
Czemuż to ciepełko można znaleźć tylko na starych zdjęciach...

, a wiosna chłoszcze chłodem i deszczem. Oczywiście moja, bo Twoja ładniejsza i cieplejsza...
Mme Victor Verdier to moja ulubiona róża historyczna o barwie dojrzałych malin.
Agapanty coś się w tym roku grzebią, mają całą masę zielonych liści, ale zalążków kwiatów jeszcze brak. Tylko że one potrafią człowieka zaskoczyć. Myślisz, że nic z kwitnienia nie będzie, aż tu nagle wśród liści wyrasta cały zagajnik pączków. Na to czekam.
Lisico!
Twój wpis uświadomił mi, że:
1. Nie przeprowadziłam u siebie wertykulacji ( a Ciebie podziwiam

), nie mogę więc narzekać na panowanie
koloru grzybowego w zielonych pokojach...
2. Nie utopiłam Marzanny jak wesołe kaszubskie dzieci, którym niestraszne zimno i mżawka, więc i wiosny nie mam co oczekiwać...
A teraz o graczach. Na boisku potrzebni są niestrudzeni zawodnicy, którzy pokonują wiele kilometrów z piłką, krzątają się jak mróweczki, ale ... brylują zazwyczaj tylko strzelcy bramek

.
Co ciekawe, żadnej z moich róż nie porównałabym do
Ibry, słusznie nazwanym przez Ciebie największym piłkarskim showmanem stulecia

. Jeszcze żadna na to zaszczytne miano nie zasłużyła...
Anullko! Nawet mi nie mów o skrzeczącej rzeczywistości, bo faktycznie uszami wychodzi! Czym prędzej chciałoby się zanurzyć w milczącą zieloność..., ale ona się jakoś nie kwapi i więzi człowieka przed telewizorem

.
Po opisie wnioskuję, ze
Jasminę masz. Opinia o
Muzykantach z Bremy wstrząsająca! Pewnie trzeba im poszukać bardziej osłoniętego i lekko zacienionego stanowiska, z którymi u Ciebie jeszcze cieniutko. Dobrze, że jeszcze dajesz im szansę.
Twoje zdanie o Anglikach jest niepokojące. Nie dość, że drużyna malutka, to jeszcze słabowita...
Z tym
Abrahamem Darby mnie dopadłaś

. Widzę jednak różnicę między malowniczym admirałem w strojnym mundurze i w kapeluszu z piórami na fregacie pod żaglami, a technokratą w tużurku z cyrklem i ołówkiem w garści. Tu wygrywa moje romantyczne podejście do romantycznych przecież roślin... Ale niektórych (a właściwie
jednego!) piłkarzy... uznałabym za godnych dawców imienia dla róż

.
U Kordesa pojawiła się róża o nazwie
Abrakadabra. Gdyby tak zmieniono jedną literę... - od razu bym kupiła, choć róża paskudna, czerwona i pasiasta

.
Tę część kończę buziakami dla Was, podziękowaniem za wizytę oraz informacją, że słońce wyszło...
Ciąg dalszy nastąpi niebawem. Na razie - Jagi