

Krysiu dziękuję! Całe szczęście, że się udało. Muszę trzymać rękę na pulsie, bo eM gotów wyrzucić albo oddać wszystko. Trzeba przyznać, że jako nowicjusz miałam sporo szczęścia z tym ukorzenianiem. Późniejsze próby już nie były tak udane. Próbować jednak zawsze warto, bo to nic nie kosztuje a daje sporo satysfakcji.
Elu najbardziej mnie cieszy, że róże i powojniki rosnące przy stole będą miały więcej słońca a co za tym idzie więcej kwiatów. Mam też kilka lilii posadzonych na rabacie przy płocie i już myślałam by je przesadzić, bo bardzo słabo rosną i kwitną jednym kwiatkiem, ale teraz dam im jeszcze rok. Może w lepszych warunkach ( więcej słońca i wody) ogarną się i pokażą na co je stać. Pniakom na razie odpuszczam. Z wypadami też u mnie raczej kiepsko, a targi uwielbiam.
Ewo moja lista bardzo krótka ( z przyczyn ode mnie niezależnych


Zima ulotniła się. Nie wiadomo kiedy i gdzie. Gdy temperatura wzrosła powyżej zera wszystko popłynęło. Ku memu przerażeniu cała działka była zalana. Wszędzie woda. Miejscami dość głęboka. Dobre dwa dni stała. Teraz jest już tylko błoto. Ziemia pewnie jeszcze nie rozmarzła do końca, ale pierwsze zwiastuny wiosny -ranniki- "gramolą się" na wierzch. Zima została tylko pod zwałami świerkowych gałęzi.
Co by nie mówić o wrzoścach, one radzą sobie u mnie świetnie. Właśnie zaczynają kwitnąć:


Wiośnie dajemy czas i wracamy do róż

12 - "cudna" NN - ukorzeniona przeze mnie w 2008/2009 róża z bukietu. Zakwitła już następnym roku. Nie wiem jak się nazywa i pewnie nigdy się nie dowiem. Jest cudowna. Pięknie zbudowany kwiat, w pąku bardzo ciemny, trwały, długo stoi w wazonie. Jedyny minus to brak zapachu. Mimo upływu lat nie zbudowała krzewu. Zawsze kwitnie jednym, góra dwoma kwiatami. A i tak co roku na nią czekam. Dwa lata temu przesadziłam ją i nadal żyje. Bardziej przypomina różę szklarniową niż ogrodową, ale uwielbiam ją







13 - Flammentanz jak sądzę, bo raczej nie Sympathia - kolejna czerwona róża ukorzeniona przeze mnie 2010/2011. Tym razem pnąca. Historia dość sentymentalna. Po śmierci ulubionej przeze mnie ciotki eM pobrałam sobie kilka patyczków z jej róży, gdy pomagałam wujkowi ogarnąć ogród. Na 3 patyczki tylko jeden się przyjął. Zakwitła dopiero w 2013. Zimuje bez okrycia i bez kopczyka. Istny potwór. Wypuszcza długie pędy na 2-3 metry.Próbuję ją ciut okiełznać, ale słabo mi to wychodzi. W zasadzie nie choruje. Raz tylko dopadły ją jakieś liszki i mocno obżarły liście. Jak na moje warunki to kwitnie obficie, ale powtarza słabiutko. Zielona do zimy. Dość mocno kolczasta. Myślę, że warto ją posadzić jak ma się miejsce. Daje niezły spektakl gdy kwitnie.




14 - Fortuna prawdopodobnie. Róża okrywowa. Gałązkę pobrałam późnym latem 2014 na miejskim klombie. Pierwszą zimę spędziła pod butelką. Gdy wiosną wykazała oznaki życia butelkę zdjęła i troszkę o niej zapomniałam. Niestety rosnące obok rośliny mocno ją zagłuszyły. Latem w ramach reanimacji posadziłam do donicy. Zawiązała nawet pąki, ale nie zdążyła zakwitnąć. Na zimę doniczkę zadołowałam i przysypałam kilkoma garściami ziemi. Zobaczymy z tego będzie.

W tej chwili mam jeszcze pod butelkami, w trakcie ukorzeniania dwie odmiany - Louise Odier i swoją angielską czerwoną (!).