Bo już nie chodzi o kwitnienie, ale o przetrwanie roślin w tym upale.
Gdyby nie podlewanie to już rośliny byłyby ugotowane.
Już od dwóch tygodni mamy temperatury powyżej 30 stopni w cieniu a wcześniej niewiele mniej.
Deszczu nie spadła w tym czasie ani kropelka, więc robi się pustynia.
Trawa wypalona do ziemi, a moja kwietna łączka także.

Ptaki i wiewiórki jedzą owoce z braku wody, sokiem w owocach się ratują i stąd będzie dużo strat.
Jacku - czas liliowców już minął, to zaległe zdjęcia.
Wszystko w oczach usycha i woła o ratunek.
Wyobrażam sobie jak teraz dalie pochłaniają całą twoją uwagę, bo one przecież mają bardzo dużo wody w łodygach i kwiatach.
Trzymam kciuki żeby się udało.

Miluś - może i masz rację, ale przynajmniej rośliny miałyby szansę a tak są na łasce ludzi.
Ja ścinam już nawet pąki różom, żeby nie wysilały się nadaremnie, bo kwiaty i tak są dużo mniejsze niż powinny być.
Szkoda ich sił, mogą nadmiernie się wysilić i w przyszłym sezonie słabo kwitnąć albo nawet nie przeżyć zimy.
Ten liliowiec mnie na prawdę zaskoczył uroda i wielkością.
Miał to być całkiem normalny pajączek a tu taki eksponat mi się trafił

Oby po niedzieli już zelżało bo i mnie coraz trudniej znosić te upały.
Mateusz - ano cudny jest, nie da się ukryć.
To jedyny taki egzemplarz w moim zbiorze, nawet nie wiedziałam że coś takiego może mi się trafić.
Też boję się swoja wierzbę, że już nic z niej nie będzie, ale zostawię do wiosny, może chociaż odbije gdzieś z boku.
Jadziu - fakt, w naturze jest jeszcze ładniejszy, ale za nic nie chce się rozrastać.
Jak na początku zrobił 3 rozety tak trwa do dzisiaj.
Wiewiórki zjadły już orzechy i widocznie z braku wody zaczęły jeść owoce.
Też czekam na ochłodzenie jak na zbawienie.

Ewciu - na zdjęciach nie widać bo robione na początku suszy, kiedy jeszcze rośliny były w dobrej kondycji.
Teraz to masakra, wszystko schnie na pieprz mimo podlewania.
Miło mi że wpadłaś.

Na temat suszy już nic nie powiem, bo jak jest każdy widzi.
Za to pochwalę się zbiorami pomidorków, które w tej suszy nawet ładnie owocują.
Zbieram sukcesywnie a na koniec zrobię przetwory.
Takie zerwałam dzisiaj na sałatkę do obiadu.


Wiewiórka chyba zadomowiła się na brzoskwini, bo od kilku dni podjada owoce, chociaż ma ich tam coraz mniej.
Dzisiaj też zebraliśmy do słoików co nieco i wiewiórka mocno wyrażała swoje niezadowolenie z tego powodu, nerwowo cmokając i machając ogonem.



Jedynie zadowolone są żaby w oczku i robią się coraz bardziej tłuściutkie.
Pokarm sam wchodzi im do pyszczków, bo wszystkie okoliczne owady siadają na liściach lilii wodnych żeby napić się wody.
I sporo z nich pada łupem żab.
Nawet próbowały koncertować wieczorem, ale chyba błogie lenistwo i pełne brzuchy wzięły górę, bo nie był to typowy żabi koncert.




Oczywiście nie może obyć się bez liliowców.
















I trochę ogrodowego romantyzmu z minionych dni.
Chociaż i dzisiaj są zakątki w których romantyczny klimat dominuje, mimo że przytłumiony nieco jest przez suszę.


















Życzę wszystkim miłego weekendu, chłodniejszej pogody i deszczu bez szaleństw.

