Po nocnym armagedonie, który pzetoczył się przez Wrocław już zaczęłam troche sprzątać. Możnaby spodziewać się najgorszego, mimo, że konstrukcja namiotu siętroche naruszyła to wszytsko jest do szybkiego w miarę odbudowania. mam wrażenie, że pomidory uratowały sznurki, na których były przyczepione - nie były to te białe od snopowiązałki, a takie z podobnego materiału, ale dużo cieńsze i płaskie, które po prostu pękły kłądąc rożliny jedna na drugiej. W innym razie pewnie straciłyby grunt pod nogami jak chociażby ogórki (nie wspominając o wielu drzewach mijanych po drodze). U sąsiadów folia pofrunęła... Własciwie żaden z moich pomidorów nie doznał śmiertelnych ciosów - jak się okazało
A tutaj już po kilkugodzinnym pionizowaniu. Z odległości wygląda jakby niewiele im się stało ale sporo gron ponadrywanych, pozałamywanych, niektóre potraciły wierzchołki...
I nawet załapałam się na takie pozytywne widoki
