Pewnie że trzeba zmienić. Przede wszystkim trzeba zmienić mentalność pracowników.
Zakładam że wybieramy pracę świadomie i wiemy że praca jest takim samym towarem jak stal, tkanina, czy mąka na ciasto. Praca jest składnikiem kosztów przedsiębiorstwa.
Pracodawca stara się jak najbardziej zminimalizować koszty to normalne, ale jeśli wszyscy dostawcy podniosą ceny na przykład stali, musi kupić drożej.
I tu dochodzimy do mentalności pracownika. Leniwy bierze co jest w pobliżu i cały czas narzeka jak to mu źle. Ten bardziej świadomy poszuka w okolicy, zorientuje się jakiego rodzaju praca jest dla niego najbardziej odpowiednia pod względem finansowym i dająca największe zadowolenie. Podszkoli się żeby zarobić więcej, albo poszuka czegoś dalej.
Idąc do pracy sprzedajemy towar, tym towarem jesteśmy my sami. Mało tego, sami określamy ile jesteśmy warci.
Godząc się na pracę za 10PLN na godzinę ogłaszamy całemu światu "jestem warta dychę". Za dyszkę mogę się zerwać o świcie, jechać godzinę w jedną stronę i za 1840 na miesiąc będę pracować dla dobra firmy do utraty tchu. Jeśli tylko o boski pracodawco zechcesz, zrezygnuje ze swojej religii i będę dla Ciebie pracować w dzień święty, ale za 15PLN/h. Jeśli jednak chcesz żebym dzień swięty miała we wtorek, chętnie przyjdę w niedzielę za dyszkę.
A potem ci ludzie wymagają od pracodawcy szacunku. No przepraszam, a z jakiego powodu?
Wpierw sami określają ile są warci, a potem usiłują udowodnić że to nieprawda? To co to jest? Wariactwo czy oszustwo?
Dlatego potrzebna jest natychmiastowa zmiana nastawienia pracownika do pracy.
Bo czym jest wynagrodzenie za pracę?
To są pieniądze pozwalające nam zapłacić za mieszkanie i świadczenia (1000), dojazd do pracy(150), ubranie się (mężczyzna 50, kobieta minimum 1000

), przeczytanie książki, wyjście do kina, zjedzenie czasem czegoś na mieście (200 minimum), wyżywienie się ( 500 minimum), opłacenie ubezpieczenia siebie i auta (200), dokształcenie się(50) kupno lub zmiana mebli(100), wyjazd raz w roku na wczasy(150), kupno ulubionych roślin na działkę lub balkon, spłata kredytu na mieszkanie i auto(1500) i jeszcze 1000 innych rzeczy.
Robi nam się z tego minimalna płaca na poziomie 4500-5000PLN. Wszystko poniżej to jest wyzysk.
W czasie drugiej wojny moja babcia i dziadek pracowali w Niemczech. Zostali wywiezieni na roboty do rolnika. Tu się poznali, tu się urodziła moja mama. Mieli zapewnione mieszkanie, wyżywienie, transport na pole i z powrotem. Babcia opowiadała że było całkiem dobrze. Rolnik wiedział że najedzony i wyspany pracownik zrobi więcej, nie opłacało mu się zamęczyć pracownika, bo do czasu aż mu w Polsce złapią kolejnego, to mu kartofle w ziemi zgniją.
Po wyzwoleniu dziadkowie wrócili do kraju, patriotyzm taki, babcia po latach żałowała tej decyzji. Po latach babcia, bo dziadek nie doczekał tego momentu, dostała od Niemiec odszkodowanie za "niewolniczą pracę". Za pracę w której było zapewnione mieszkanie, transport i jedzenie
Jak więc nazwać pracę, która jest wynagradzana tak że nie pozwala nawet na zaspokojenie tych potrzeb?
Czy można w ogóle określić ten rodzaj aktywności słowem "praca"?
Czy za 1800 młody człowiek po szkole jest w stanie wynająć mieszkanie i się utrzymać? Czy może założyć rodzinę?
Dlatego jest konieczna akcja uświadomienia pracowników że warci są więcej niż dyszka.
Już w szkole powinniśmy uczyć dzieci asertywności, powinny mieć zajęcia z poszukiwania pracy, powinny umieć wstać, wziąć teczkę ze swoimi dokumentami i powiedzieć
"Było mi miło pana poznać, ale pieniądze jakie pan proponuje za moją pracę nie pozwolą mi się utrzymać. Musząc wybierać między czynszem, jedzeniem, albo ubiorem, będę do pracy przychodzić brudna i śmierdząca, bo pod mostem nie ma zimą wody, albo głodna, albo naga. Dlatego nie mogę przyjąć tej pracy.
Poza tym chce pan żeby pracować w niedzielę, a moja religia mi na to nie pozwala. Do widzenia, życzę miłego dnia."
A rola rządu?
Proste, od dochodów nie pozwalających na utrzymanie nie pobierać żadnych podatków.
Zabieranie pieniędzy ludziom, którzy nie zarabiają tyle żeby się utrzymać, uważam za zbrodnię na ludzkości. Idlatego propozycję 12 PLN jako najniższą krajową uwaźam za obelgę. Zresztą każdą podwyżkę płacy minimalnej bez podniesienia kwoty wolnej od podatku odczytuję jako przekaz " zarabiajcie więcej to my wam też więcej zabierzemy, bo wicie-rozumicie, kasa nam potrzebna. Głupot naobiecywaliśmy i teraz drodzy rodacy musicie za te nasze fantazje zapłacić"
I bez względu na to która partia wygra, zapłacimy.
Niedawno czytałam, źe koszt utrzymania jednego uchodźcy to około 3800 PLN. To wydaje mi się być realną kwotą na utrzymanie jednej osoby w Polsce. I myślę że to mogłaby być kwota wolna od podatku.
Pozdrawiam. Gosia.
Jakie to piękne. Było i zniknęło.