Marysiu Masko Dzięcioł już się nie pojawił, może mu za zimno? Bażanty dalej harcują, gryzonie w sadzie też bo wyryły korytarze w śniegu, pod kosztelą coś się zalęgło bo wykopuje nory spod pnia a chomikom powrzucałem zepsute cebule do nor, może je przegonię
Marysiu Mufko Dziękuję za rady, mam hortensję ogrodową Bluebird, miała być niebieska a jest różowa, spora już urosła ale nie była ostatniej zimy zbyt dokładnie zawinięta a mimo to kwitła obficie. Drugą mam taką malutką co od wielu lat nie może się wziąć za siebie, raz kwitnie raz nie a najwięcej pąków puszcza zimą. Na bukietowych już nie ma okrycia bo ostatnie wietrzyska co wiały cały tydzień rozwaliły słomę i fruwają żółte rurki po całym podwórku. Bukietowe tej wiosny przytnę bo nigdy tego nie robiłem, może wytworzą większe kwiatki.
Ewa Niestety mróz powrócił, kilka dni temu było -12,5, dziś -11,5, najgorzej ma być dzisiejszej nocy a potem można się z zimą pożegnać

Mnie brak białych świąt cieszy bo za śniegiem nie przepadam, za to teraz trochę go leży i co jakiś czas delikatnie dosypuje. Koty prawie cały czas są w domu, Darmokot co drugą noc śpi, aż ciężko w to uwierzyć, mniej się drze, chyba leczy nerwicę
Iwona Na zdjęciu jest złotokap, muszę się przyjrzeć czy dalej jest taki zielony bo jest dość odporny na mróz.
Ponieważ jutro kończy się rok 2014 należałoby zrobić jego podsumowanie.
Styczeń zaczął się ładnie i ciepło, tak ciepło, że niektóre rośliny wypuściły liście wydając tym na siebie wyrok śmierci dzięki czemu straciłem m.in. śliwkę o smaku poziomkowym. 21 stycznia spadł pierwszy śnieg , który utrzymywał się do końca lutego. Śnieg został poprzedzony deszczem lodowym 20 stycznia, który stworzył bajeczne krajobrazy. 25 stycznia było najzimniej z całego roku, -16,5*C co nie jest jakąś straszną wartością o ile nie trzeba spędzić całego dnia na zewnątrz. Jednak podłość losu nie zna granic i akurat wtedy zepsuła mi się pompa w studni więc cały dzień wyciągałem , skręcałem i rozkręcałem 26 metrów rur, wody nie było 3 dni. Potem 1
lutego zasypało całkiem porządnie, na to spadł kolejny deszcz lodowy i było bardzo ślisko i jaskrawo bo słońce odbijało się od lodu. Śnieg na wsi zniknął 13 lutego, u mnie leżał do 26 bo płot od sadu zbiera wszystko co leci i nie pozwoli wypaść.
Marzec był wyjątkowy bo ani razu nie padał śnieg, było niesamowicie ciepło, 11 marca siałem warzywa. 1 marca zakwitła cebulica Miszczenki jako pierwszy kwiatek. 2 dni później cebulice syberyjskie i stokrotki a potem cała reszta. W marcu zaczęło się przerabianie rabat ostróżkowych, wykopywanie drzew. 30 marca zakwitła brzoskwinia a 31 morele. Forsycje kwitły od 22.3. Za cały miesiąc spadło 44,1 l wody. 30 marca została przywieziona Tojota, jednak coraz gorzej jej idzie życie wśród kotów.
W
kwietniu forsycje zakwitły bardzo obficie, było również bardzo ciepło. Wsadziłem 3 grządki ziemniaków, niestety zebrałem tylko jedną bo resztę zeżarły chomiki europejskie , których jest w tym roku wysyp. Pierwszy raz zakwitła mi topola, jedna baźka ale cieszy. Drzewa owocowe kwitły dość obficie. 26 kwietnia spadło 37 l deszczu co jest ilością niespotykaną jak na ten miesiąc,co dało za całość 60 l. Pod koniec miesiąca pojawiły się pierwsze burze.
Maj był kolejnym bardzo mokrym miesiącem, ale już nie było tak ciepło. W połowie miesiąca przyszły mrozy przez co straciłem brzostownicę Ogon - zabiło odmianę, brzostownica zwykła się odbiła, kłęka - to drzewko było wyjątkowo pechowe tego roku i kilka innych roślin. Przez nieustannie padające deszcze skosiłem sad dopiero 23 maja co zwykle ma miejsce tydzień wcześniej, zielsko było bardzo duże. Burze przechodziły codziennie, za cały miesiąc spadło 162,8 l deszczu, drzewa bardzo szybko rozpoczęły wzrost a ja po cichu trzymałem kciuki żeby cały rok taki był.
Czerwiec rozpoczął się nieciekawie, przez 2 dni bez przerwy siąpiło takie badziewie co nie podleje a wyjść się z domu nie da. Wziąłem się za przerabianie ścieżek w kwiatkach i była to chyba największa i najdłuższa moja robota tego roku. Pierw powyciągałem wszystkie kamienie z podwórka w międzyczasie zajadając się truskawkami i goniąc skrzydlate kreatury z czereśni, niestety to dziadostwo zniszczyło ponad połowę owoców a ja tak się zaangażowałem w obronę tych drzew, że urwałem rączkę od rondla rzucając nim w ptaki. A taki to był fajny rondel... 12 czerwca drugi raz skosiłem sad bo już zarosło. Ostróżki jak na nie przystało zakwitły bardzo obficie. Od początku miesiąca do 26 dnia było bardzo sucho, prawie nic nie padało, 2 razy podlewałem ogród a 26 jak się rozpadało to za 3 dni spadło 111 litrów, za cały miesiąc 134,2. Było miło bo nie pojawiły się upały. Niestety robactwo kąsało niesamowicie.
W
lipcu zamówiłem piach na ścieżki, w kilka dni wszystko było gotowe. Niestety temperatura się podniosła i od 10 do 16 nie dało się robić, jedynie rano i wieczorami , strasznych upałów nie było, nawet 33 stopni nie było ale przy takiej wilgotności czułem jakby było z 50. Piachu sporo zostało więc poszedł w inne ściezki, przed garaż i do warzywnika żeby rozluźnić glebę. 14 lipca wyrwałem cebule bo wyrosły giganty, wszystko takie przerośnięte było. Pierwszy raz miałem mieczyki i dalie w takiej ilości i nie żałuję , lipiec dzięki nim był bajecznie kolorowy. Kwiatki porosły tak wielkie, że kije były za krótki i poprzewracały się od ulew a deszcze były potężne, 2 razy spadło ponad 50 litrów co jest wyjątkowo rzadkim zjawiskiem w kieleckim. 22.7 skosiłem sad 3 raz w tym roku a zwykle kosiłem go 2 razy w ciągu całego roku. Żniwa zaczęły się tak wcześnie, że pod koniec miesiąca było łyso na polach. Za lipiec spadło 220 litrów, więcej było tylko w 2010 podczas powodzi. 31 lipca wygrałem konkurs na FO i dostałem opryskiwacz dzięki Wam
Sierpień dalej przynosił burze i deszcze choć już nie w takiej ilości. Na moje szczęście było ciągle pochmurno przez co zdjęcia wychodziły ładniejsze. Bywały dni kiedy temperatura max była 13 stopni ale po duchotach lipcowych była to miłą temperatura. 27 sierpnia zlikwidowali radar i od tej pory wiatr zmienił kierunek, wieje z każdej strony a nie tylko z zachodu. 29 sierpnia Diablik miał operację ropienia na szczęce. Pod koniec miesiąca miało miejsce wielkie obcinanie czego tylko się dało w ogrodzie, m.in orzecha, który zajmował 1/3 szerokości działki. Za miesiąc spadło 114 litrów a przez ostatnie 4 miesiące norma roczna.
Dzięki tym obfitym opadom we
wrześniu pojawiło się na polach jezioro, którego tu nigdy nie było i w stanie szczątkowym utrzymuje się do dzisiaj. 6 września skosiłem ostatni raz sad. Początkiem miesiąca robiliśmy soki z różnych surowców. Niestety w tym miesiącu spadła duża część zielonych liści. A tak czekałem na październikowe wybarwienia. Przerabiałem kolejne rabaty, zdobywałem astry bo zachorowałem na te kwiatki. Wziąłem się za porządkowanie sadu wykopując złe drzewa, z robotą jesienną się nie wyrobiłem bo miałem bardzo dużo zleceń. Doczekałem się trupich palców na paleczniku. Był to kolejny mokry miesiąc - spadło 64 litry, na szczęście mrozu jeszcze nie było.
Październik zaczął się piękną ciepłą pogodą, mimo lenistwa drzew owocowych w wybarwianiu ozdobne nadrabiały straty, było coraz bardziej kolorowo. Przywiozłem od Tereni dużą paulownię, mam nadzieję, że przeżyje zimę, stoi opatulona ale chyba jej za gorąco było bo się trochę rozpłaszczyła. Parę dni mi zeszło na rozwożeniu grobku spod czereśni, który powstał z ziemi wywiezionej spod ścieżek, rozrzucałem go na warzywniku. 19 października miałem psa na pół dnia , który sobie poszedł, tego samego dnia przywiozłem od klientki wiąza jeszcze większego od tereninej paulowni, po pewnych utrudnieniach udało się go posadzić i chyba też żyje. Z resztą muszą żyć bo w październiku dalej obficie padało, spadło 67 litrów. 22 października przyszło 16 drzew owocowych od Konieczki, po ich posadzeniu sad zamieszkuje 140 osobników. Pod koniec miesiąca przywiozłem 10 busów gałęzi z obcinanego sadu i teraz ta kupa leży i straszy w sadzie. 26.10 był pierwszy mróz -1,4*C.
Listopad był opadowo w normie, 48 litrów spadło. Jednak nie udało mi się przygotować warzywnika do zimy bo było zbyt mokro i glebogryzarka by się utopiła, a szpadlem kopać w bagnie...ja chcę jeszcze trochę pożyć. Miesiąc był bardzo ciepły, z resztą jak każdy listopad w ostatnich latach, kolorowo w ogrodzie było do grudnia. Mimo wysokiej temperatury pogoda była niemiła, od 12 do 24.11 bez przerwy były mgły i szarobure niebo.
Początkiem
grudnia zrobiłem osłony dla roślin, po większości z nich nie ma śladu bo wiatry wiejące przez tydzień wszystko rozniosły. 2 razy na roślinach byłą piękna szadź. Pierwszy śnieg spadł 26.12 i do dziś leży, grudzień an początku był bardzo ciepły, jedynie od 26 zrobiło się zimno, do -12,5*. Na dzisiejszą noc zapowiadają jeszcze zimniej ale mam nadzieję że się nie sprawdzi. Darmokot powoli znów się wprowadza do domu odkąd oddałem początkiem grudnia Tojotę, spał 6 razy w domu.
Rok uważam za wyjątkowo udany pogodowo, głównie za sprawą obfitych deszczy (około 200% normy spadło) i braku dużych mrozów i upałów. Wszystko pięknie urosło, sporo drzew urosło ponad 2 metry przez cały sezon.Kilkakrotnie odwiedzał mnie Jacek i Terenia, pierwszy raz gościłem Betinkę i Marysię Maśkę. Dostałem mnóstwo paczek, mnóstwo wysłałem. Dla mnie każdy rok mógłby tak wyglądać
