Ależ miałam dzisiaj przykry dzień. Ja co prawda nie tak bezpośrednio, ale byłam posłannikiem złej wiadomości. W nocy moi sąsiedzi, którzy od tego roku mają koło nas działkę-na razie na zasadzie letniskowej (60 metrów od nas) zostali okradzeni. Złodzieje połakomili się na jakieś 50 tuj, które tamci posadzili latem wzdłuż ogrodzenia. Każda jedna kosztowała ich 16 zł i mnóstwo pracy, wkopania, podlewania-zresztą i my chodziliśmy podlewać bo było bardzo sucho. Szkoda i drzewek i pracy włożonej w ich pielęgnację. A najbardziej żal mi sąsiadów, bardzo miłych ludzi, którzy kokosów nie zarabiają, a którzy tak bardzo cieszyli się i z działki i tych drzewek i obcowania z naturą. Teraz to i ja mam pietra, czy czasem nikt do nas nie będzie chciał się włamać

Tylko, ze my mamy działkę koło oświetlonej drogi, mamy psa i w sumie jesteśmy cały czas w domu...no, ale dla chcącego nic trudnego.
Martuś, Renatko, Jolu, Dorotko, Aniu, Danusiu, Madziu Dziękuję za tyle miłych słów pod adresem Kuby. Aż mi ciepło się robi na serduchu. Kuba na pewno ma coś ze mnie, aczkolwiek każdy mówi, że to wykapany tata. Niemniej zanim mieliśmy Kubę każdy mówił, że to my jesteśmy do siebie podobni
Jolu Wiem, ze difenbachia jest trująca, nawet kiedyś wyczytałam, że sok z tej rośliny był karą dla niewolników. Kazano im rozgryzać jej parzące liście. Mam sporo trujących roślin-czy to w domu czy w ogrodzie...tojad, naparstnicę, tulipany (chociaż chińczycy jedzą gotowane bulwy), mieczyki, rączniki i wiele innych. Kuba jest bardzo uwrażliwiony na wszystkie kwiaty i wie że nie wolno ich niszczyć, ani brać do buzi. Ale to tylko dziecko, dlatego wykopałam trzmielinę pospolitą, a czerwone owocki cisa wyrzucam gdy tylko zauważę. Na szczęście Kuba od małego nie brał nic do buzi, nawet gryzaki mu nie pasowały ani smoczek

Zwracam mu uwagę, ze jeść może tylko warzywa z warzywniaka i owoce z krzewów zza domu, ale pilnuję się bardzo, żeby nie mieć żadnych krzewów z trującymi owocami
Jolu, Dorotko-Ja tak jak Jola-myszowate bardzo lubię, a w dotyku są takie milusie, nie brzydzę się ich i nie boję. Mogę spokojnie mieszkać z nimi pod jednym dachem

Tylko obawiam się, że gdybym z myszami nie walczyła to niedługo dom bymi opanowały. A swoją drogą-strasznie na wsi jest ich dużo

Co do zaskrońców-w zeszłym roku miałam spotkanie 1 stopnia na grzybach. Wlazłam w gniazdo zaskrońców. A ponieważ jeszcze nie wiedziałam, że to niegroźne zaskrońce to mało zawału nie dostałam i (przepraszam za określenie)
spieprzałam stamtąd tak szybko jak mogłam. Myślałam, ze to żmije. Straszne to było. Teraz zdarza mi się przypatrywać tym gadom w lesie i uważam je za fascynujące. Niekoniecznie wzięłabym je do ręki, ale się ich nie boję i nie miałabym nic przeciwko takim mieszkańcom ogrodu. Żaby i ropuchy też lubię. Te pierwsze biorę do ręki i pokazuję Kubie, drugich oczywiście nie ze względu na gruczoły jadowe. Mam jednak dwie ogromne ropusze mieszkanki ogrodu-jedną wśród kamieni, a druga żyje w symbiozie z psem w kojcu

Za to nie cierpię, boję się i napawają mnie niesłychaną odrazą chrabąszcze, pająki, skorki, wielkie żuki, pasikoniki i wszelkie inne owady. Do niedawna nawet nie spałam nawet w pokoju w którym znalazłam pająka. Na szczęście zamieszkanie na wsi skutecznie oduczyło mnie takich histerycznych zachowań
Danusiu-No właśnie, ja szybciej zagłaskam kwiaty niż dam im umrzeć śmiercią naturalną. Myślę jednak ze z czasem nabiorę tego wyczucia, które mam już od dawna względem kwiatów domowych

A Wy mi Kochane Dziewczyny w tym pomożecie
