Witajcie Kochani! Przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale jakoś ostatnio ciężko mi było się zmobilizować do napisania. We wtorek nasza nadzieja związana z Lorką prysła całkowicie. Choć to było do przewidzenia, łudziliśmy się, że może akurat nie ona.. Niestety - nowotwór złośliwy.. Zostało nam mało czasu. Lora - jak większość rottków - jest psem jednego pana, w zasadzie pani; chyba też wyczuwa, że zostało jej niewiele czasu. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek była tak "przylepna" do Mamy jak teraz. Pozostało nam cieszyć się każdą chwilą, dopóki nic nie wskazuje na to, że pies się męczy. Ale dość marudzenia, wszak to wątek ogrodowy...
Sabinko - o Pomponelli już napisałam Ci w Twoim wątku 

 Na Pomponellę trzeba przeznaczyć sporo miejsca, moja rośnie w pierwszym rzędzie, za nią z jednej strony Queen Elizabeth a z drugiej Louise Odier. Co do QE - zobaczymy z czasem, czy nie będzie musiała zmienić miejsca. W tym roku wzrostem pasowały.
Misiu - swoje 
patyczaki różane wsadziłam z doniczkami do ziemi, pod mur - tam trochę cieplej, dostały kopczyki i tylko nosy im wystają 

 Jak przyjdą większe mrozy, może te nosy zakryję butelkami 

 A psiaki czemu miałyby warczeć na siebie  

 Liczi czasem na nią zawarczy, ale Lorka to ignoruje, zasady obowiązują jak w prawdziwym stadzie.
Marysiu - z różami zrobiłam na razie tak, jak napisałam wyżej Misi 

 Zobaczymy, co z tego wyjdzie - jeśli nic, strata niewielka. Rekonwalescentkę mówisz... dużo bym dała, żeby tak było.
Grażynko - a zimowałaś w domu czy np. w chłodnej werandzie? Rok temu podobnie zachowała się Friendship, wypuściła listki po posadzeniu i do wiosny przetrwały bez najmniejszego uszczerbku. Ale po pierwsze - co to była za zima, po drugie - miała zaciszne miejsce przy tarasie pomiędzy iglakami. Wiem, że to nic nadzwyczajnego, że uśpiona rzekomo róża wypuści listki, gdy mamy taką jesień jak ta. Podobno wykopanie jesienią róży (np. do wysyłki) wprowadza ją w zimową hibernację, ale myślę, że nie ma na to reguły - wszystko zależy od pogody. Ale Bremer Stadtmusikanten wyjątkowo mnie zaskoczyła - posadzona jesienią z gołym korzeniem wypuściła teraz pączki  

 Teraz zaczęłam się zastanawiać - jak to możliwe, skoro była przecież przycięta - muszę jutro dokładnie ją obejrzeć.
A co do Lorci -  myślę, że krzywda jej się nie stała chwilę poza jej kołderką, w ciepłym mieszkaniu. Wierz mi, że mało który pies jest tak wychuchany jak ona  
    
Zbyszku - dziękuję za ten wpis - to świetny pomysł na jego formowanie, zwłaszcza, że ogródeczek jest miniaturowy. Wiosną o tym pomyślimy, w razie wątpliwości będę pytać  

 Chociaż ostatnio pojawiły się w tamtym wątku 2 wpisy sugerujące, że to jednak jakaś odmiana jodły. Przyznam, że nie wiem, co o tym myśleć, bo układ igieł ma bardzo podobny do mojego świerka srebrnego, jednak pokrój zupełnie inny. Ale to może akurat zmieni się z wiekiem? 
Dorotko - kopczyk obowiązkowo  

 Zgadzam się z Tobą, jesień była wyjątkowo ciepła. Ale pączków na 
gołokorzeniowej to się nie spodziewałam (na 
muzykantach z Bremy) - istne wariactwo. Dziś u mnie -2, w weekend chciałabym porobić jak najwięcej kopczyków. Kilka już za mną, ale jeszcze więcej przede mną  
  
 
Aniu - Julię Child kupiłam na własnych korzeniach u naszej Ewy. Jestem ciekawa, co pokaże w przyszłym roku. Gdyby tak się dało jakoś 
przewinąć tę zimę, no chociaż tak do stycznia...  
 
Martusiu - oj bardzo bym chciała, żeby było już dobrze, ale prawdopodobnie będzie gorzej i to tylko kwestia czasu. Przeżywam to bardzo, choć nie mieszkam z nią na co dzień, ale to przecież członek naszej rodziny... Cieszę się, że zajrzałaś  
 
Madziu - ta odrobina życia w ogrodzie rekompensuje straty zrobione przez drenaż. A straty nie tylko w trawniku. Kilka dni temu od wilgoci znowu mieliśmy problem z prądem. Okazało się, że panowie z energetyki, którzy naprawiali przerwany przez koparkę kabel, zabezpieczyli go delikatnie mówiąc byle jak. No i jedna faza się ulotniła. Przyjechały 3 ekipy  

 i w sumie przez prawie pół dnia naprawiali. Teraz czekamy na fakturę  
  
 Mam nadzieję, że to już ostatnia przygoda tego typu z prądem. Ja w większości jeszcze jestem przed okrywaniem. Oby w weekend nie padał deszcz lub co gorsza śnieg, to może trochę popracuję.
Bogusiu - dziękuję za odwiedziny 

 Róże kuszą, a jak ktoś jest podatny tak jak ja na wirusa różyczki i w dodatku ma jeszcze trochę miejsca w ogrodzie, to przepadł z kretesem  
