Ogród graniczy z wilgotną łąką i powoli przestaję sobie radzić z tym sąsiedztwem. Wykaszanie w zasadzie nie działa, tyle, ze nic mi górą nie przechodzi ale za to państwo podziemne ma się dobrze, co rusz przenikają jego zwiadowcy na cywilizowane tereny. Żeby nie było, ja lubię plewić ale do momentu, gdy to ma sens a nie kończy się na urywaniu czubka czegoś, co ma początek w Australii
Trzcinniki, trzciny, nawet pałka się zaplącze plus chwastnice i bóg jeden wie, co jeszcze...
Próbowałam wzdłuż całej granicy układać czarną agrotkaninę ale to tylko zmobilizowało uciekinierów do przenikania w ogrodowe szeregi.
Nie pryskam niczym z zasady ale chyba w tej sprawie mogłabym się złamać i wypalić pas ziemi niczyjej. Tylko czym, żeby to było skuteczne?