Marysiu, ja też mam las naprzeciwko i przylatują różne ptaki. Na początku sypałam ziarno i nie bardzo wiedziałam kogo dokarmiam. Pewnego roku,już nie pamiętam kiedy to było, ale byliśmy u Teściów w odwiedzinach i dostałam fajne pniaki po zwalonym kasztanowcu. Kazałam je wieźć przez cały kraj. M zrobił budkę lęgową, wiosną jak zobaczyłam pierwsze ptaki zainteresowane nowym domkiem to się strasznie ucieszyłam. Radość minęła jak sąsiad złapał focha że hoduję szpaki. Zdumienie moje było ogromne, ale tak się zapoznałam z tymi szkodnikami. Taką przynajmniej mają renomą wśród posiadaczy drzew czereśniowych. Mi się bardzo podobały, ale z sąsiadami lepiej nie zadzierać. Szpaki i tak musiały zostać na razie w budce bo już złożyły jajka, a dzieci rzecz święta i z domi ich nie wygonię

. Sąsiad patrzył na mnie z byka. Następnej wiosny kazałam eMowi zrobić zrobić nakładkę na otwór żeby żaden wielkolud nie wchodził do domku. Matko kochana, całe lato szpaki walczyły żeby powiększyć wejście, no i nie udało się. W następnych latach miałam już na wychowaniu sikorki i święty spokój z sąsiadem. Zimą zafascynowana ptactwem przylatującym w odwiedziny kupiłam mielonej słoninki żeby gościom dogodzić. Wtedy pierwszy raz widziałam ptaka z niebieskim znakiem na skrzydłach. Poleciałam do sklepu dokupiłam słoniny , bo gość był duży i żarłoczny, po trzech dniach naliczyłam w karmniku 12 sójek. To już była lekka przesada, sikory znikły. Skończyłam z mieloną słoniną , zaczęłam wieszać słoninę w paskach i to dobrze musiałam mocować, bo na cienkim sznurku sójki zrywały. Teraz sójkom wykładam orzechy i żołędzie, a sikorom wieszam słoninkę. Do dużego karmnika przylatują wróble, rudziki i jeszcze inne ptaki, ale nie wiem jakie.
No ładnie spać nie mogę to się rozpisałam.