Żeby nie dać się jesieni, proponuję książkę, której jednym z głównych bohaterów jest ...
pan J.
I w takiej postaci miałam zamiar zagadkę zostawić
![;:306 ;:306](./images/smiles/2smiech.gif)
ale mała podpowiedź, mały fragmencik książki:
"Pamiętam, jak raz poszedłem do Muzeum (...), bo chciałem zapoznać się ze sposobami leczenia pewnej, drobnej zresztą, dolegliwości, jaka mnie wówczas nawiedziła. Był to, jeśli dobrze pamiętam, katar sienny. Wziąłem książkę i przeczytałem wszystko na ten temat. Potem się nieco zagapiłem. Bezmyślnie przewracałem kartki i ni stąd, ni zowąd zacząłem studiować choroby. (...)
Zatrzymałem się na gorączce tyfloidalnej ... przeczytałem objawy ... Odkryłem, że jestem chory na tyfus - musiałem go mieć dobrych kilka miesięcy nic o tym nie wiedząc. (...) Dojechałem do tańca świętego Wita i wyszło na jaw, że - jak się tego spodziewałem - święty Wit też mnie nie ominął. Mój wypadek coraz bardziej mnie interesował, postanowiłem więc zbadać go aż do samego dna.
Przystąpiłem do rzeczy w porządku alfabetycznym. (...) Dowiedziałem się, że cierpię na artretyzm i że za jakieś dwa tygodnie zacznie się ostry stan zapalny. Brighta choroba, jak się o tym dowiedziałem, nawiedziła mnie w postaci odmienionej, że mogłem żyć z nią sto lat. Cholerę miałem za to z ciężkimi komplikacjami, a z dyfterytem już się chyba urodziłem.
(...) okazało się, że tylko jednej choroby na pewno nie mam: puchliny wodnej kolan, na którą cierpią panny służące, jeśli za dużo klęczą.
Zrazu poczułem się tym niemile dotknięty - puchlina kolan wyraźnie mnie zbagatelizowała. (...)"