
Dostałem pojedyncze pędy chryzantem (oczywiście z odmian zimujących), kwitnące lub z pąkami - świezo wykopane z ogrodu, z niewielkimi korzeniami, bez śladów rozłogów. Od tygodnia są już w posadzone u mnie w ogrodzie i wyglądają bardzo dobrze (tzn. nie utraciły turgoru). Mam też małą sadzonkę chryzantemy gruntowej, którą odciąłem 3 tygodnie temu i pomyślnie ukorzeniłem w doniczce. I teraz samo pytanie: czy te posadzone teraz (z uszkodzonymi jednak korzeniami) chryzantemy na pewno zdążą się jeszcze dobrze ukorzenić i przezimować? Pytam, ponieważ po raz pierwszy sadzę chryzantemy o tej porze (koniec września), tym bardziej w takim stanie (właściwie przecież to są tylko pojedyncze pędy generatywne) i liczę na Wasze doświadczenie. Czy można im pozostawić pąki, czy konieczne jest ich oberwanie? Czy należy potem takie sadzonki okryć po nadejściu mrozów, czy można zaryzykować przezimowanie bez specjalnych zabiegów (-20 u mnie to rzadkość)? I na koniec, czy tę małą, 10-centymetrową, sadzonkę, niedawno ukorzenioną można jeszcze bezpiecznie posadzić o tej porze w gruncie?