Jestem dumna z mojej -, nie myślałam, ze taka może urosnąć i ciągle rośnie. Gdy mąż przywiązywał do podbicia dachu grubą plastikową żyłkę, to pomyślałam, ze niezbyt ciekawie będą wyglądać te sznury, nie przyszło mi do głowy, ze wkrótce nie będzie ich widać. Może, to zasługa nawozu, który dostałam od sąsiada, zajmującego się uprawą pomidorów.
Uwielbiam te pnącza, bo cały czas kwitną, nawet gdy pada deszcz to to się nie zmienia, nie to co u oleandrów, których kwiaty od razu gniją i opadają. Kwiaty bugenwilli też są bardzo odporne na deszcz. Moja różowa i fioletowa kwitną i ani śladu zniszczeń mimo tak deszczowego lata jakie jest w tym roku w Małopolsce.
Na tych dwóch poniższych zdjęciach, jest jeden i ten sam kwiat. Tak wyglądał pierwszego dnia po rozwinięciu
Na wieczór jego kwiatuszek się zwinął, myślałam, ze już przekwitł, jak to bywa u hibiskusów, ale to nie był koniec, znów się rozwinął i wyglądał tak.
Byłam mile zaskoczona. Nie wiem jak się nazywa, ale Iza będzie wiedziała, bo to od niej.
Pewno uznacie, ze jestem kłamczucha, bo data na zdjęciach się nie zgadza, ale znów wyładowały się baterie, a ja po zmianie nie ustawiłam datownika, zawsze zapominam. Na zdjęciu bugenwilli też jest zła data - przepraszam
Skrętnik Bluswing Bride.
Jego kwiatuszki są drobniejsze niż u większości odmian, ale półpełne i w kolorze pudrowego różu. Listeczki też są skromniejsze, ale to duży plus, gdy jest mało miejsca na parapecie.
Tu pierwszy kwiatuszek Franka. Wreszcie się dochowałam, bo poprzednie sadzonki padały mi, jedna po drugiej.
A tu skrętnik, od którego zaczęła się moja przygoda z tymi kolorowymi roślinkami. Bardzo go lubię za obfite kwitnienie i mniejsze rozmiary.
Storczyki też uwielbiam, przede wszystkim phalenopsisy. Mam ich jeszcze niewiele, ale ciągle coś przybywa.
W ogrodzie kwitnie pachnąca Acidantea.
Miłego popołudnia.
