Przy niedzieli nie uchodzi zbyt intensywnie pracować (tak sobie z lekka racjonalizuję...), więc nie muszę wychodzić na ten skwar
Wczoraj skosiliśmy całość, no - może niezupełnie, bo w sadzie połowicznie - ale część ogrodowa wygląda jako tako. Roślinki prawie posadzone; zostały jeszcze 4 krzewy; przy okazji kompozycyjnych przemyśleń pojawiła mi się wczoraj wizja nowej rabaty

będzie znowu darcie darni...
Krysiu, oj, nasz trawnik też przydałoby się tak "zrandapować"...i M chętnie by to zrobił, ale ja się trochę sprzeciwiam, jak sobie pomyślę, jaka to trucizna

Na razie więc się pocieszam, że mam po prostu wiejski ogród, w którym nie może zabraknąć chwastów
Kasiu - wiem, że rozumiesz te rozterki

Mój starszy wnuk rzeczywiście lubi tu być; niestety mieszka dość daleko i praktycznie jego pobyty u mnie ograniczają się do wakacji, ale już od ubiegłego roku życzy sobie choć na trochę przyjeżdżać tutaj sam, bez rodziców, co jakoś dla mnie też stanowi dowód na to, że dobrze się tutaj czuje
Małgosiu, my też myśleliśmy o kamiennej pokrywie na studnię i zrezygnowaliśmy z tych samych powodów...drewniana otwierana, na zawiasach jest pod tym względem lepsza; u nas sprawę jeszcze komplikuje fakt, ze wąż od pompy wychodzi górą, pod pokrywą i trzeba by się przewiercić przez studnię i puścić go jakoś dołem. A co do mieszkania na wsi - my się chyba już za bardzo przyzwyczailiśmy do takiego stanu rzeczy...jak jest zimno, albo deszczowo - to po prostu myk! do mieszkania
W tytule mojego wątku są
choroby ogrodowe i rzeczywiście co jakiś czas zapadam na kolejną; jedne są bardziej chroniczne jak
różyczka inne gwałtowanie dopadają mnie i przechodzą, jeszcze inne rozwijają się powoli i podstępnie

Do tych ostatnich należy
lilioza, objawiająca się niepowstrzymanym i rosnącym przymusem nabywania kolejnych odmian lilii i liliowców.
O moich planach w sprawie liliowców już pisałam

na razie sfotografowałam te, które kwitną u mnie aktualnie...niestety nie wszystkie nazwy odmian znam; teraz obiecuję sobie bardziej skrupulatnie je podpisywać, a przede wszystkim - kupić pisak, który rzeczywiście jest wodo- i słońcoodporny
Wild Horses
Chopin
Jakiś bez nazwy, chyba dość popularny.
Sammy Russell
Znowu bez nazwy - w ogóle nie pamiętam, gdzie i kiedy go kupowałam...
Daring Deception
A jeśli chodzi o lilie, to dzisiaj potraktuję Was orienpetami
Na początku wydawało mi się, że najlepsze i najbezpieczniejsze są azjatyckie; zresztą faktycznie dobrze zimują, no i ta niesamowita ilość odmian i kolorów

Ale jednak orienpety są takie...hmm...jak to określić...no królewskie po prostu

I pachną, i widać je z daleka
Na razie mam 5 odmian:
Flashpoint
Nymph
I jedna, której nazwy nie znam...ta jest najwyższa (170 cm) i najbardziej pachnąca. Może ktoś rozpozna - chętnie dokupiłabym jeszcze jedną.
A tak sobie rosną razem
Na drugiej rabacie świeżynki, dopiero pierwszy rok i pokazują pojedyncze kwiaty.
Big Brother
Debby
