Poprzednią część wątku można zobaczyć tutaj
Swoją przygodę w malowaniu flora zaczęłam w 2006, wtedy jako zupełny żółtodziób zaczęłam kłaść pierwsze roślinne plamy na wyczyszczonym z perzu pierwszym kawałeczku ziemi. Do dyspozycji miałam kolorki przygarnięte z innych ogrodów. Na początku priorytet miały najszybciej rozrastające się pęcherznice, pysznogłówki, tojeści.
Swoje początki opisuję w wizytówce PRZEMIANY - zapraszam.
Obrazy malowane florą to obrazy dynamiczne, nieprzewidywalne.

Ich tworzenie to wspaniała przygoda. Początkowo zdarzało się, że nie wiedziałam nawet jaki kolor ma farba, którą kładę na obraz, jak wielką plamę uczyni? Często farby wylewały się, psuły obraz, który trzeba było poprawiać.

Do ich tworzenia włącza się zdecydowanie Natura. Obrazy zmieniają się w zależności od pór roku, od pogody jaka w danym roku panuje. Nie można się nudzić, efekt często jest zaskakujący.

Staram się, aby zawsze by było kolorowo. Dążę do tego, by ginący kolorek jednej roślinki, zastępowany był nowym. Doceniłam też roślinki o kolorowych ciekawych liściach, one zdobią przez cały sezon. Obok krzewów liściastych mam iglaki by i zimą ogród ładnie wyglądał, obok krzewów o ciemnych liściach sadzę o jasnych, bo lubię kontrasty.

Jak na uczącego się przystało mam swojego mistrza- moją mamę, którą udało mi się zaprosić tu na forum (elam) i jej obrazy często tu prezentuję. Oto wybrane 2 które prezentowałam w poprzednim wątku.


Wiele się nauczyłam też na forum. Poznaje rośliny, załapałam wirusa żurawkowego i próbuję skutecznie bronić się przed różanym.

Choć fundusze mocno ograniczają zakup "dobrych jakościowo farb" i moje rośliny często kupowane są w supermarketach i na ryneczkach, to jestem zadowolona.

Wiele miejsc ciągle jest niedokończonych, ale myślę, że o to chodzi aby tworzyć, eksperymentować, zmieniać bo to daję najwięcej zadowolenia.
