Pokazujesz piękności i czekam na bukiet rozwiniętych Gymnocalycium andreae, co na pewno nastąpi niedługo, bo pogoda się poprawia. Ja korzystam z waszych uwag o zimowaniu, bo brak pąków na wielu u mnie to na 100% za ciepło w czasie spoczynku. Na razie zadowalałam się tym, że nie wysychają przez zimę, ale to niestety chodzi o chłód. Dam im popalić z zimnem tej jesieni i wczesnej wiosny, bo w czasie silnych mrozów, to niestety będzie kiepsko z warunkami. Na razie to zauważyłam, że tylko gymnolom zbytnie ciepełko nie przeszkadza w kwitnieniu.
Co do baldianka, to 2 lata temu kupiłam jednego takiego z małymi rdzawymi plamkami i nie były to ślady po zwierzątkach, a raczej coś grzybowego, bo opryski nie dawały poprawy - rdza powoli rozszerzała swoje poletka, ale nie było to tak rozległe jak u twojego. Smarowałam wtedy czym się dało - preparaty przeciwgrzybicze, alkohol i sama nie pamiętam już co. Nie wiem co pomogło, ale rdzawe płatki dawały się po pewnym czasie oderwać i gymnol przeżył, choć w miejscach po rdzy miał płyciutkie wżerki. On miał je jednak nisko raczej przy ziemi, więc teraz już nie widać w ogóle śladów.
Przyjrzałam się teraz w powiększeniu dokładnie i zastanawiam się, czy to jednak nie pozostałości po jakiejś wcześniejszej inwazji, bo teraz na stożku wzrostu jest czysto. Poza tym większość tych plam jest w okolicach areoli, a takie miejsca właśnie lubią te wstrętne przędziory. Obserwować, czy nie tworzą się nowe miejsca, a ja bym mimo to odkaziła te miejsca na wszelki wypadek, bo osłabione części mogą być atakowane przez te wszystkie grzybowe, bakteryjne i wirusowe choróbstwa.
A chamak widocznie nie lubi samotności i najpierw musiał sobie towarzycho naprodukować. Teraz jak już ma, to z radości zakwitł

, w przyszłym sezonie zakwitną razem.