Aniu mama dobra jest na wszystko!
Moja mama w zeszłym roku wypieliła mi sasanki, bo myślała że to zdziczała marchew.

A w tym młody łubin co rósł z Biedrowego kłącza. Wczoraj w ostatniej chwili powstrzymałam ją od wyrwania mojego Agastache, bo myślała, że to pokrzywa.

Sasanki jednak w tym roku wylazły a i łubin już rośnie na nowo. Jaki z tego morał? Nie brać mamy do pielenia, bo wypieli rośliny a i chwastom nie zaszkodzi, skoro wszystko i tak wyłazi.

Wolę jak bierze na działkę swoje krzyżówki lub książki i odpoczywa. Zresztą dosyć się już w życiu napracowała. Niech teraz wyleguje się na łonie natury. Ot, taki to prezencik dla niej ode mnie.

Tym bardziej, że pokochała tę naszą działkę tak jak ja. A pomyśleć jaka była przeciwna, gdy ją kupowaliśmy... "po co wam?" Heh a teraz aż się trzęsie, gdy tylko jedziemy, ona pierwsza już gotowa!
A co do męża to On nigdy u lekarza nie był! No chyba, że po wypadku, a miał ich kilka. Tak to okaz zdrowia. Nie chciał słuchać i dwa lata go namawiałam aż musiałam na siłę zaciągnąć. Udało się! Teraz leczenie.