A prawdę mówiąc, to w trakcie przesadzania 3 z nich poszły do kosza, bo nie było co przesadzać.
Nie wiem czy przędziorki to przędą swoją przędzę tylko na części naziemnej, ale na wierzchu ziemi w tych doniczkach ziemia przypominała ziemistą przędzę. Wolałam więc te resztki wywalić, a na ich miejsce zakupiłam nowe Kalathee:


Pozostałe dostały nową ziemię, umyte korzonki, spryskane Asahi. Już po 2 dniach widziałam ich znaczną poprawę, tak jakby znów mogły pobierać wodę i teraz kącik z Kalatheami wygląda tak:

Poznaję, że znów chce im się żyć, bo znów machają swoimi liśćmi tak jak dawniej, podnosząc "łapki" do góry pionowo na noc, a wystawiają je do do światła na dzień - za to je kocham właśnie najbardziej.

Przy okazji chciałam pochwalić się stanem ziół w kuchni. Kupowane w sklepach świeże zioła najczęściej szybko więdły i usychały. Są w takim podłożu, które nie zapewnia im długiego żywota. Nie pomagało przesadzanie do ziemi po przyniesieniu do domu. Dopiero, gdy bez przesadzania podlałam je naturalnym biohumusem okazało się, że rosną jak szalone, a ja nie nadążam ich zużywać. Poniżej ich stan po 1,5 miesięcznym pobycie na kuchennym blacie:

To bazylia i mięta.