Beatrix, my tez już mieliśmy TEN ETAP! Błąd, amatorów koziarzy, a przecież też byliśmy takowymi ... zresztą, nadal, cały czas się uczymy, polega na tym, że ulegają/wierzą opinii, że koza to żywa kosiarka. Owszem, koza jest kosiarką ale, niestety, taką, że skosi WSZYSTKO
Comciu, konkretnego przepisu na drożdżówki nie posiadam ale spróbuje jakoś powyciągać go ze swoich zwojów mózgowych i napisać. Więc tak:
1 kg. mąki
2 jajka
2 szklanki mleka ciepłego
2 garści cukru
szczypta soli
1 kostka drożdży
pół kostki margaryny
trochę oleju
ewentualnie szczypta cukru waniliowego
W praktyce to wygląda tak: Do głębszej, plastikowej miseczki wrzucam kostkę drożdży, cukier, garść mąki i pół szklanki mleka. Mieszam, czekam aż zacznie bulkać. W dużej misce robię wgłębienie w mące, wylewam rozczyn, solę, jajka. Prawą ręką ( koniuszkami palców) zaczynam mieszać to co jest w środku miski/mąki, dodaje resztę mleka ( cały czas mieszając), miękką margarynę ( niektórzy roztapiają ) i wygniatam ciasto, powinno być miękkie, puszyste. Jak już, mniej więcej, ciasto trzyma się kupy, chlupam
garść (bo leje go najpierw do ręki, złożonej w łódeczkę) i tak, jakby wmasowujesz ten olej do ciasta aż ciasto będzie dobrze odchodzić od ręki. Czekam aż ciasto troszeczkę się powiększy, robię wałeczki, składam je na pół, zakręcam i układam na blaszce, czekam aż trochę urosną ( nie za dużo) ... bo nigdy nie mam na to czasu

smaruję jajkiem ubitym z małą łyżeczką śmietany, piekę 20 - 25 minut w temperaturze 180*.
Fuuch ... chyba jasno się wyraziłam

W razie czego, proszę pytać!