Mieczysławie, ja się nie załamuję, po prostu miałem parę ciężkich dni po dotarciu tej informacji do mnie ale szybko przywykłem. W sumie pierwsze objawy miałem już 3 lata temu ale dopiero w październiku ub. roku mi to stwierdzono.
Skoro walczysz już 24 lata to cie podziwiam

Musisz być twardy, i tak trzymać

Teraz już rozumiem co czują chorzy ludzie, kiedyś jakoś nie dostrzegałem czegoś "innego" w tym że ktoś ma chore serce czy cukrzyce ale teraz staram się z nimi o tym porozmawiać i pokazać że nie są sami. Wychodzę z założenia że i tak mam szczęście ogromne bo wykryto mi to wcześnie i funkcjonuje na razie jak normalny człowiek, mam z tego powodu trochę problemów ale jakoś się przyzwyczaiłem do bólu czy innych dolegliwości.
Sebastianie jedna lofka nadal żyje, przędziorki wytępiłem ale narobiły na niej sporo szkód, jest cała żółta, parę odnóg musiałem usunąć, nadal jest na podkładce ale nie wiem czy przetrwa zimę
Martada pisze:Skąd ja to znam?
Też tak kiedyś myślałam... dlatego trudno mi było zaakceptować fakt urodzenia niepełnosprawnego dziecka- pogodzenie się z tym to był najtrudniejszy i najbardziej bolesny etap.
Przyjąć do wiadomości, że zawsze pomimo najbardziej nawet zaawansowanej terapii i rehabilitacji pozostanie "inna" i jej przeznaczeniem jest być jak to ktoś pięknie określił "aniołkiem z jednym skrzydełkiem"...i jeszcze to...że czasami nasza rodzicielska miłość będzie tak potwornie trudna... i wielokrotnie wystawiana na próbę.
To właśnie jest życie... niekiedy naprawdę daje w kość. Wspieraj swoją córkę, uwierz mi że rodzice w takich sytuacjach są chyba najważniejsi. Mam nadzieje że nie spotka twojej córki żadna nieprzyjemność z tego powodu np. w szkole... każdy wie jakie sa teraz dzieci, mówią czasem coś co krzywdzi inne dziecko a dzieci biorą sobie negatywne komentarze mocno do siebie.
Masz racje że dotychczasowe problemy stały się śmieszne, tym bardziej że mam 18 lat, miałem jakieś problemy ale patrząc z perspektywy czasu były to zwykłe drobnostki.
Henryku na razie niestety nie ma co pokazywać, jak mówiłem zaniedbałem kolekcje, a mało to jeszcze mróz wpadł do mnie trochę za wcześnie i duża część kaktusów poszła na kompost, zostały praktycznie tylko siewki i parę szczepionych które były już na parapecie.
Ale przynajmniej mam okazje zbudować kolekcje w kierunku moich ulubionych rodzai a nie taki miszmasz jak był kiedyś. Dla chcącego nic trudnego
