Kochane, mieliśmy dziś iść na grzyby,
a taternickim galopem polecieliśmy na jakiś koszmarny szczyt.
Rosochate krzaki, dzikie pola z jeżynami, chwasty wielkości człowieka, robale, etc.
Kochanie nie umie spacerować, więc jesteśmy zmęczeni, podrapani
ale OSIĄGNĘLIŚMY SZCZYT. Absurdu.
Po drodze parę ciekawostek.
Brzoza, z korzeniami z tkanki korowej
Kompozycja grzybna, ładna choć niejadalna
I z góry, widoki straszne, potem i krwią okupione
Czarne psy, w grubych futrach, dyszały jak biedne parowozy bez kropli wody,
a Kochanie, bezlitośnie kazało robić zdjęciam , jakimś nazywanym wypiętrzeniom
Wreszcie powrót i wędrówka do auta, z tym małym problemem,
że przewodnik korzystający z GPS'a w plecaku :
"
bo ja znam te górki, jak własna kieszeń"),
pomylił się o jakiś kilometr z okładem.
I znów chaszczami na południe

.
i na koniec, strudzeni i zrobieni w balona,bez grzybów!,
robimy radosne zdjęcia na POŻEGNANIE GÓR !

.
