Ja już nie mam żadnego fiołka, kiedyś miałam chyba z pięćdziesiąt.
Ze skrętnikami podobnie. Morduję sukcesywnie.
Zgniła mi hoja w hydro, zalałam piękną i dużą pisonię i kilka innych, drobnych. I coś jeszcze zasuszyłam, ale nie pamiętam. Ale myślę, że najlepsze wyczyny jeszcze przede mną, bo rośliny przeniosłam ze stanowiska letniego do domu. I dopiero po jakimś czasie okaże się, co z nich zostanie.
No prawda jasiu, procentowo to nie będzie może dużo.
Ech...już się nie licytujmy. Zdolne jesteśmy i tyle.
Ale ja kwiaty traktuję przedmiotowo, i zawsze mówię to otwarcie, czasami wywołując oburzenie, że jak to można tak po prostu wyrzucić? bardziej zależy mi na doświadczeniu, niż na roślinie. Jak nie ta będzie, to inna.