Grażynko!
Przeszłam wczoraj wszystkie swoje "grzybowe" miejsca. Niestety takiej grzybowej posuchy nie pamiętam. Jeżdżę tu od 18 lat i wczoraj po raz pierwszy wróciłam z pustym koszykiem. Moi górale nie mogli się nadziwwić, bo wiedzą ża nigdy nie wróciłam z lasu bez grzybów.Zdarzało mi się zbierać już takie zamrożone spod śniegu bo lazłam do lasu jak już leżał śnieg.Ten prawdziwek to był taki prezent od lasu na powitanie i zachęta do dalszych poszukiwań.
Ciekawa jestem czy w Twoich okolicach już coś rośnie. W okolicach Istebnej podobno też nic jeszcze ma.
Za to widoczki są cudne wszędzie i zapach lasu.. bezcenny.
Za to rabatka pod domem ogarniięta.Posadziłam iryski.Dadzą sobie radę nawet jak gaździnka zapomni o podlewaniu.
Po korę wystarczyło przeprawić się przez Dunajec za domem do tartaku.Opowiadałm dziś gaździnie po co ta kora i jakie są zalety wysypania kory na rabatach i że tak samo robię robię u siebie.
Gaździna pyta gdzie w domu chodzę po korę. Jak to gdzie? Do Leroya. Nie bardzo wiedzieli ,że takie coś czego hałda leży za rzeką u nas trzeba kupić za kilkanaście złotych.
