
Dziś to już naprawdę nie wiem, w co najpierw ręce włożyć!
Przechodzę na dietę ogórkową. Filozof mnie w to wrobił. Oznajmił mi wczoraj, że czy chcę, czy nie chcę, muszę z nim współpracować w konsumpcji ogórków, które mnożą się, jak króliki. Zakisiłam wczoraj trzy słoje, resztę muszę spożyć na surowo. Ciekawe, czym to się skończy...
W pocie czoła obcinam zeschłe liście i gałązki, a na trawie codziennie znajduję stosy opadłych jabłek i liści. Nie nadążam ze sprzątaniem ogrodu, a widok bałaganu jest nie do zniesienia

Przystrzygłam wszystkie kuliste bukszpany i wykoncypowałam co gdzie przenieść. Koncepcyjna robota przy tej pogodzie jest najprzyjemniejsza.
No, ale zacząć muszę od zdjęć, których nie udało mi się zamieścić.
Dla Daffo, taki nostalgiczny obrazek.

Dla Robaczka ulepszona i poprawiona wersja "miejsca pracy", z poduszką, żeby szczebelki nie uwierały...

Dla Sławka, wielbiciela jeżówek, ta najzwyklejsza, ale piękna i nie kaprysi.

Dla Ewy-Drewutni hortensja z floksem, fragment rabaty, która zrobiła się zbyt czerwona...

Z Różą sprawa prosta - różyczka Knirps.

Jagódko, dla Ciebie rozmowa floksów, my też tak rozmawiamy... na odległość...

Izo, dla Ciebie winowajczyni zbyt czerwonej rabaty, zakwitła po 10 latach


A co dla Megi? Oczywiście Wicuś.

No i dla Michałka - scenka rodzajowa z tojadem.
