Luudziee!!! Mamy wreszcie kontakt ze światem
Nie wiem skąd wiedzieliście o naszej burze, ale chyba z mediów, bo my ich nie mieliśmy przez dwa dni, no i "rzeczywistą rzeczywistością", nie ma światła = nie ma wody. Mamy co prawda studnie z prawdziwego zdarzenia, starą, wykopaną wieki temu i nawet z wodą ... ale kręcidełka brak

, dzięki Bogu mieliśmy zapasy wody w jakichś wiadrach, baniakach i butelkach i takim sposobem po-napajaliśmy nasz żywy inwentarz. Po tym zdarzeniu M. stwierdził, że w najbliższą wolną chwile zajmie się uruchomieniem agregatu prądotwórczego bo jak okazało się MY GO MAMY tylko jak większość graciorów eMa - trzeba podszykować
A było to tak. Było strasznie gorącą i duszno, na niebie ŻADNEJ chmurki i nic nie wskazywało, ze bynajmniej do następnego dnia aura się zmieni. Akurat przyjechali znajomi z Wa-wy, wracali z wczasów do domu i wpadli na chwilkę po sery i jogurty kozie. Jak wchodzili do kuchni, niebo było czyściutkie, zdążyłam zaparzyć miętę z melisą i zważyć sery ... nagle ni skąd ni zowąd pokazała się czarna chmura, która w ciągu kilku minut zakryła "cały świat" ... i jaaak pooowiaaałoo, jaaak poolałooo!! Trwało to może z 20-30 minut, strat dużych nie mamy z tego względu, że nie mamy w tym roku warzywniaka

Nie ma tego złego, co na dobre nie wyjdzie

Pierwszy raz ucieszyłam się, że nie mam w polu pomidorów, papryki, fasolki, kukurydzę i td. bo sąsiadka ma straty olbrzymie ... a wszystko już było prawie do zbioru
Kiedy już ucichło, a muszę powiedzieć, że skończyło wiać i lać równie nagle jak się zaczęło, niebo zrobiło się czyściutkie a słońce znowu paliło tak jak pół godziny wcześniej. Otóż jak wyszliśmy odprowadzić gości do samochodu, zobaczyliśmy kikut stuletniej wierzby, olbrzymie konary były porozrzucane wszędzie na drodze podjazdowej. Koleżanka jak to zobaczyła, zrobiła się biała jak ściana, powiedziała głośno: Dzięki ci Boże, że chronisz swoje dzieci, jesteś na prawdę wspaniały i kochany!! Po czym wytłumaczyła nam, że jak przyjechali, zaparkowała samochód, właśnie pod tą wierzbą, bo tylko tam był cień ale jakiś wewnętrzny głos powiedział jej żeby podjechała jeszcze kilka metrów do przodu i zostawiła samochód ... na palącym słońcu!
A jak myślicie, co robił mój M. pod czas tej burzy?? Naturalnie, biegał po wybiegu kozim i sprawdzał, czy kozom nic nie jest

a ja pukałam się w czoło i mówiłam, że kozy to nie cukier i się nie rozpłyną a taka letnia kąpiel tylko im posłuży.
Na razie nie mam fotek, bo jest strasznie gorącą i nie chcę mi nawet z chałupki wyłazić, przywiozłam od koleżanki dwa wiadra ogórasów, z większych mam zamiar zrobić sałatkę szwedzką no a resztę zakisić ... może na dniach jeszcze ktoś podrzuci ze parę wiaderek ... to tak powolutku narobię zapasów na zimę. Jest takie ukraińskie powiedzenie - Od wszystkich po nitce, dla gołego koszula. Tak i ja w tym roku, zbieram, kto co da żeby jakoś zapełnić spiżarkę i zamrażarkę
