Witajcie
Jutro wnusie wyjeżdżają.
Elu - bardzo mnie podbudowałaś. Sądziłam, że to ja nie potrafię się zorganizować. Dzisiaj wygospodarowałam trochę czasu na ogród i ruszyłam wyrywać chwasty (tych, których nie ma). Wnusie oczywiście ruszyły z pomocą. I zaczęło się: Baaabciuuu, czy to jest kwsat? (Gosia), baaaabciuuu, czy to dobra czy zła roślinka? (Adaś). I tak w kółko. Efekt pracy zespołowej był bardzo mizerny.
Marysiu - a ta zupka to z czego?
Gosiu - z Nadią to zupełny przypadek. Kupiłam ją od właściciela szkółki z południa kraju, który każdego roku wiosną przyjeżdża z sadzonkami róż. Wszystkie kupione u niego rosną przepięknie. M.in. Grootendorst i Lichtkönigin Lucia. Kilka przegapiłam i nie wzięłam etykietek z nazwami i są teraz NN. Problem w tym, że jest on tylko raz w roku i trudno na niego trafić.
Krysiu - Właśnie po raz pierwszy zaczęły się bawić same.

Przedtem woleliśmy opiekować się nimi pojedynczo, teraz stanowczo wolimy w pakiecie

Choć lepiej jest ich na dłużej nie spuszczać z oczu...
Ewuniu - jest wielka różnica pomiędzy własnymi dziećmi a wnukami i pomiędzy mamą, a babcią.

Babcie drżą o każdy krok wnuków, o to, czy im smakuje, czy nie, itp. Stąd ta dezorganizacja życia rodzinnego...
Dzisiejszy przegląd ogrodu bardzo mnie zmartwił. Część moich róż zaatakowało jakieś paskudztwo. Prawdopodobnie to
śluzownica różana.

Tak wydedukowałam po wielogodzinnym ślęczeniu w internecie. Trochę za późno się zorientowałam. Trudno, muszę jakoś z tym walczyć.