marek69 pisze:To i ja coś dorzucę. Koniec lipca 2007 pora ciąć wiśnię. Cięcie miało być drastyczne aby obniżyć drzewo. Konar ścięty, siedzę na czubku drzewa i trzymam go w rękach. Zastanawiam się gdzie go upuścić, po prawej rabatka z bylinami po lewej forsycja i borówka. Za mną droga i ludzie, a przede mną agrest. W końcu postanowiłem rzucę przed siebie ale dalej i tak też zrobiłem. A jakże trafiłem idealnie w czteroletnią jabłonkę łamiąc ją w połowie. Na szczęście przeżyła i pewnie czuje się teraz lekko odmłodzona.
Marek powinien ten sposób odmładzania drzewek jeszcze dopracować i opatentować, ileż by to oszczędziło czasu. Miał wiele szczęścia, że w pobliżu jabłonki nie stała żona ;:96
gienia1230 pisze:Marek powinien ten sposób odmładzania drzewek jeszcze dopracować i opatentować, ileż by to oszczędziło czasu. Miał wiele szczęścia, że w pobliżu jabłonki nie stała żona ;:96
Jeszcze cos mi sie przypomnialo.
Mialam miec w domu super impreze.Wypucowalam wszystko,dom sie blyszczal,w amoku sprzatania potraktowalam wszystkie rosliny doniczkowe niemieckim nablyszczaczem do lisci.
Blyszczaly sie i owszem.Goscie chwalili moje kwiaty.
Po kilku dniach zorientowalam sie,ze nablyszczanie toleruja tylko rosliny o skorzastych lisciach i to niewszystkie.
Stracilam 2 wielkie donice bilbergii,wyhodowane od malutkich sadzonek,udusila sie tez guzmania i inne ananasowate,
pozostale doniczkowe daly sie odratowac.
Nie wiem co mnie wtedy naszlo,przeciez wiedzialam wczesniej,ze nablyszczacz do lisci stosuje sie z rozwaga.
A ja mam taką radę, pośpiech wskazany tylko przy łapaniu pcheł.
Nazbierało mi się już 14 host. Chciałam szybko założyc jedną rabatkę dla nich, żeby ładniej wyglądały w jednym miejscu. Nie chciało mi się likwidować trawnika tylko posadziłam hosty i posypałam korą - 6 worków. Myślałam, że kora zadusi trawę.
Nic z tego, wyrosła między korą i wszystko wyglądało fatalnie.
Musiałam zebrać korę, zabrać moje hosty. Całe szczęście, że mój M się nie wkurzył tylko dzisiaj skopał całą rabatę, wybrał wszystko co tam rosło.
Jutro kładziemy matę ogrodową, robimy otwory i sadzimy roślinki.A potem wysypujemy korę.
I znowu spotkała mnie przykra niespodzianka na działce. Chcąc podlać pomidory pod folią nie mogłem się do niej dostać. Okazało się, że pod ciężarem pomidorów i ogórka foliowego z konstrukcji tunelu zerwała się jej część, do której przymocowane były rośliny. Widok był straszny, ale skutki na szczęście nie były tragiczne odpadły tylko trzy zielone pomidorki, krzaki przetrwały upadek. Podwieszam co roku przynajmniej jeden rząd pomidorów na konstrukcji foli i nigdy nic się nie stało, a tym razem taka niespodzianka. Zwaliłem całą winę na ogórka foliowego , którego wyjątkowo w tym roku zostawiłem bo jest zdrowy i obficie polonuje. Chyba za obficie?
I ja dorzuce coś od siebie.
Ogród mam od roku. Błędów już na swoim koncie sporo. Oto kilka z nich:
Działkę miałam "gołą" wiec pierwsze co zrobiłam to zakupiłam tuje i posadziłam je wzdłóż siatki. Nakopałam się kilkunastu rowów, przerzuciłam kilkanaście worków z ziemią pod iglaki. Grunt przygotowałam jak należy. Ale nie wzięłam pod uwagę psa, którego zaadoptowaliśmy miesąc wcześniej. Efekt po 5 miesiącach - brązowe tuje (jedynie wierzchołki miały ślicznie zielone). Oczywiście, jak tylko z nieznanych mi wcześniej przyczyn, tuje zacząły brązowieć pobiegłam do ogrodniczego gdzie tuje zostały zakupione. Panu sprzedawcy nawciskałam co myśle o jego brązowych tujach i co za trefny towar sprzedaje. Pan od razu zareagował i nie pytając o psa, dla pozbycia sie upierdliwej klientki sprzedał mi alliette. Od razu odpowienio odpowiednio iglaki spryskałam aliette i nawiozłam. Dobiero po kilku miesiącach zaobserwowałam jak przyczyna brązowienia igieł ślicznie podnosi łapę nad jednym z krzaków. Niestety nie udało sie uratować nawet jednego drzewka ;(
Kolejny błąd - pozostawienie włączonego "natrysku" na warzywniak przez całą noc. Efekt - pływające ogórki, pomidory, które nie koniecznie już sie nadawały do spożycia.
I następny - przesadzenie (czyt. wyrwanie z korzeniami) pięknej tui i wsadzenie w inne miejsce przy 30 st. upale. Efekt - tuja is dead.
Na koniec super pomysł męża, podrzucony przez złośliwego sąsiada - oprysk wzdłóż siatki i ogrodzenia roundapem w celu pozbycia sie trudnej do skoszenia trawy przy brzegu. Efekt zdechły lilak, spalone 3 krzaki borówki amerykańskiej, 1 agrest, goździki i brak trawy=sucha ziemia, sucha ziemia+pies=tumany kurzu. Pies biegając wzdłóż ogrodzenia zostawia za sobą zasłonę dymną.
Jak coś jeszcze sobie przypomnę chętnie napisze.
Pozdrawiam
Rozalka
Nie ma co przejmować się błędami, i tak je będziemy popełniać do późnej starości, a piszę to w moim tysięcznym poście.
Mój drobny ostatni błąd: przekwitły mi gloksynie, a tu widzę,że pojawiają się jakby nowe pączki.
Gdzieś usłyszałam,że to ślepe jakieś, więc je oberwałam, na szczęście parę przegapiłam, i te niby ślepe rozwijają mi się w piękne kwiaty.
No to teraz moja kolej , w tym roku mój wyczyn [ a raczej popis lekkoatletyczno - akrobatyczny ] był taki : Zakupiłam nowa roślinkę ,a że miejsca już mam jak na lekarstwo , więc wpadłam na genialny pomysł , że wejdę na skarpę [ taras ziemny - dopiero co usypany ] i spojrzę w dół na ogród , ale tak jakoś nie mogłam złapać perspektywy więc zaczęłam się cofać i cofałam się , cofałam aż .............. zjechałam w dół po jego przeciwległym końcu . W efekcie zobaczyłam w perspektywie - kawałek błękitnego nieba [ na szczęście bez gwiazd ] i pękającą ze śmiechu sąsiadkę za płotem Morał - w ogrodzie czujnik parkowania noszony przy pasku od spodni też nie byłby złym rozwiązaniem
Każdy początek ma swój koniec ,a każdy koniec miał swój początek ........
A ja tak się popisałam...: zmiany w ogródeczku - nowe miejsce pod meble ogrodowe. Przekopany kawałek trawnika, wyrównany, zebrane chwasty... i niedbale rzucone ziarenka nowej trawki (nie wiadomo po co). Udeptane byle jak. Efekt: po 2 tygodniach trawnik jak najlepsza murawa na boisku, teraz już kilka razy strzyżony... w oczekiwaniu na ...wysypanie tegoż miejsca żwirkiem - pod meble. I wiadomość z ostatniej chwili: wykopałam wczoraj doły na funkie, chcąc je przesadzić do cienia, w międzyczasie ulewa zamieniła dołki w sadzawki...
Błędy, które popełniam wynikają z mojej niewiedzy, niestety. Uczę sie, ale potrzeba mi czasu.
1. Nie miałam pojęcia, że ziemia ma różny odczyn, więc kupiłam róże, wsadziłam i ... nie rosły. No, ale jak miały rosnąć w kwaśnych piaskach?
2. Rośliny cieniolubne sadzone w pełnym słońcu i odwrotnie.
3. Skalniaki wsadzone do piasku i nie podlewane, bo przecież to skalniaki ...
4. Rośliny sadzone gęsto, bo takie malutkie, już teraz, po kilku miesiącach, mam problem, bo "wchodzą" na siebie.
5. Komponowanie rabat na podstawie wyglądu sadzonek, co teraz skutkuje tym, że z przodu są wysokie, z tyłu niskie.
6. Radość z samosiejek kosmosu-onętka, bo mi coś samo wyrosło. Efekt - las potężnych roślin, ktore dusiły wszystko wokół.
7. Hortensje - wszystkie wsadzone do cienia i zaskoczenie, że każda z odmian ma nieco inne wymagania, bukietowa lubi słońce, a ogrodowej się nie ścina.
8. Pnącza posadzone i nie ruszane, nie miałam pojęcia, że powinno się przycinać, to sobie rosły. Teraz od dou są gołe badyle, a na górze czupryna.
Pocieszam sie, że nie tylko ja popełniam błędy, że one przytrafiają sie nawet doświadczonym ogrodnikom. Marna to pociecha, ale zawsze coś.
,,To i ja coś dorzucę. Koniec lipca 2007 pora ciąć wiśnię. Cięcie miało być drastyczne aby obniżyć drzewo. Konar ścięty, siedzę na czubku drzewa i trzymam go w rękach. Zastanawiam się gdzie go upuścić, po prawej rabatka z bylinami po lewej forsycja i borówka. Za mną droga i ludzie, a przede mną agrest. W końcu postanowiłem rzucę przed siebie ale dalej i tak też zrobiłem. A jakże trafiłem idealnie w czteroletnią jabłonkę łamiąc ją w połowie. Na szczęście przeżyła i pewnie czuje się teraz lekko odmłodzona."
To ja dodam coś od siebie.
Miało to miejsce dwa lata temu. Miałem właśnie praktyki w okolicach pewnego ogrodnictwa kiedy wraz ze znajomy zauważyłem wiśnie rosnącą nieopodal w chaszczach. Jakaś samotnie sobie rosła a owoców miała masę, problem w tym że tylko na górze. a była taka dość wysoka. A że zachciało nam się wiśni to próbowaliśmy wejść jeden na drugiego ale to jakoś nie dało efektu. Znajomy stwierdził że on wejdzie na drzewo i pozrzuca mi kilka wiśni. No i wszystko było dobrze do póki kumpel nie wszedł za wysoko. Drzewo w połowie się złamało. Kolega spadł na pokrzywy wysokie na 1,5 metra a na niego ta wiśnia i na mnie też. Skończyło się tym że obaj byliśmy nieźle poobijani a na dokładkę dostaliśmy niezłą naganę bo w czasie naszej eskapady przyuważył nas kierownik praktyk.
Najlepsze jest to że nie widział akcji z drzewem i oberwało nam się tylko za pozostawienie narzędzi w krzakach i opuszczenie stanowiska pracy Do dzisiaj się z tego śmieję