No i wywołałam wilka z lasu.
Pracujemy sobie z eMem, jak nie przymierzając, mróweczki.
M troszkę hałasował wertykulatorem ale i tak w pewnym momencie usłyszeliśmy jakiś rozpaczliwy krzyk. Początkowo nie zwracaliśmy na to uwagi, bo takie krzyki i gwizdy, zdarzają się często. To forma zwoływania się na popijawę.
Po wyłączeniu wertykulatora, wyraźnie usłyszeliśmy "pomocy, pomocy". To sąsiad z naprzeciwka darł się boleśnie (żaden z tych opisanych wczoraj ale również o takich samych skłonnościach). Ponieważ mieszka samotnie i jest inwalidą, M czym prędzej pospieszył na odsiecz. Ja trwałam na miejscu, na wszelki wypadek ze szpadlem w dłoni.
M wrócił prawie kłusem, złapał telefon i wezwał pogotowie.
Dopiero wtedy udało mi się, co nieco dowiedzieć.
Otóż sąsiad tak łapczywie pił gorącą herbatę, że poparzył jęzor, przełyk i żołądek.

Ową herbatę pił poprzedniego dnia wieczorem, aha i wypił dwa kubki.
Z relacji eMa wynikało, że jęzor miał czerwony i cały w ranach, dalej nie zaglądał. Wyglądało to nieciekawie, bo jęczał z bólu i wybierał się do lepszego świata.
Służba zdrowia stawiła się w iście ekspresowym tempie i uraczona została oczywiście opowiastką o gorącej herbacie.
Delikwenta zapakowano do ambulansu i powieziono na odtrucie po gorącej herbacie.
O dziwo, żaden z kumpli nie pośpieszył na ratunek. Może tez pili gorącą herbatę?