Jestem, cały czas jestem, na forum niemal bez przerwy

, na działce od marca

a w swoim wątku pierwszy raz od dawna, bardzo dawna

Wszystkich gości bardzo uniżenie przepraszam za swoją nieobecność.
Tak się złożyło, że forum się straaaasznie rozrosło i zaglądanie do niego zajmuje mi więcej czasu, niż przypuszczałam... Moderowanie zobowiązuje... a chwaściory nie czekają, więc czasem mam rozdwojenie jaźni, miotam się między skarpą a laptopem i nie nadążam z niczym (co przy moim tutejszym łączu internetowym jest dość zrozumiałe, zanim się każda strona otworzy, to wieki mijają, a ja mogę tylko obgryzać ze złości paznokcie

).
Na usprawiedliwienie powiem, że zdjęcia robię sumiennie, wszystkie nowe sprawy dokumentuję i umieszczam w fotosiku, tak więc zapraszam bezpośrednio tam, do moich tegorocznych albumów z kolejnych tygodni (
http://nalewka.fotosik.pl ), wisi tam już dwanaście tegorocznych albumów po kilkadziesiąt zdjęć, fotki nie są opisane, ale wszystko dokładnie na nich widać

A opisywać w fotosiku nie mam siły, ostatni, dzisiejszy album wczytuje się już od prawie doby, a dodatkowy opis każdego zdjęcia to kolejne minuty i godziny

Może jesienią, już z domu nadrobię i te zaległości...
Obiecuję poprawę!!!
Dziś dopiszę tylko dwa wczorajsze spotkania, bo oba ciekawe i nieczęste.
Jedno oko w oko z sarną. Poszliśmy z psem na długi wieczorny spacer na wzgórze, kilkaset metrów od naszego domku. Piękny mamy stamtąd widok, widać dom, jezioro, drzewa, bezkres nieba, zieleń i błękit, i przestrzeń. Napchałam się surowego ziarna pszenicy (a może żyta?), pies hasał do upadłego, było ciepło, pachniało zbożem i lipą, aż żal, że nie można takich chwil zatrzymać na dłużej... I nagle kilka metrów ode mnie, na rżysku tuż koło pola pszenicy stoi i gapi się na mnie maślanymi oczami sarna. Potem zobaczyła psa i myk, myk, wskoczyła w zboże. Nie wiem, czy to On czy Ona, ale niezależnie od wszystkiego była piękna, szkoda, że nie miałam aparatu...
Drugie spotkanie było w nocy, kiedy przed snem sprawdzałam, czy wszystkie drzwi są zamknięte i coś na tarasie przyciągnęło moją uwagę. Jakiś ruch, ale taki bezszelestny, bezcielesny, nikły... To był lis. Miał niewielką jasną plamkę na końcu ogona, a cały był w kolorze ciepłego beżu, aż się zdziwiłam, bo przecie lis powinien być rudy

Popatrzył mi w oczy, połaził od psiego posłanka do doniczki z różą i z powrotem, poniuchał, pokazał mi swój puchaty ogon i wlazł do dziury pod tarasem. Już wiem, kto ją wykopał

A tak starannie ją zatykałam

Rano Prot fruwał podniecony zapachem, ale lis był już pewnie daleko...
To na dzisiaj tyle,
pozdrawiam,
cdn.