Krzysia
sporo mam do zrobienia, oj sporo...
Ale pogoda

Zawieje, zamiecie i opady śniegu, zima ruszyła - mam nadzieję - z ostatnim atakiem, ale śniegu nakurzyło, wczoraj w nocy odgarnęłam z nadzieją, że już dużo nie nasypie, a jak się rano obudziłam i wyszłam z Lili na pole, to

, co zobaczyłam. Lili podreptała tylko pod balkonem i zaraz uciekła do domu, Nati też nie chciała zbytnio biegać po ogrodzie.
Poprzesadzałam hoje do nowych doniczek, przy okazji sprawdziłam, jak się ukorzeniają, widzę, że wszystkie już puściły korzenie, teraz drżę czy to "ruszanko" nie odbije się na kondycji hoi i nie zaczną chorować, muszę z nimi "pogadać" i wytłumaczyć, że tak musiałam zrobić, a teraz już będą sobie rosły spokojnie, każde przesadzanie niesie ze sobą ryzyko, dlatego wszystkie hoje od razu ukorzeniałam w ziemi. Miałam problemy z dwoma i to najdziwniejsze, że one były już z lekka ukorzenione, jedna i druga po prostu zgniły, od jednej, bo miała więcej listków udało mi się uratować, taki szczepek z 2 listkami, a druga miała jeden listek i taki dłuższy pęd i malutki listek na końcu i tak prawie z dnia na dzień zmarniała..., a były traktowane tak samo, jak pozostałe...
