Rezygnując (na razie ) z kryminału na rzecz Alicji, opowiem o osobie, która walnie przyczyniła się do roślinnego bogactwa moich pokoi. Osoba ta już nie żyje, ale mam nadzieję, że mi to wspomnienie wybaczy. Inżynier budowlaniec, malarka, głównie pejzaży i martwych natur, botanik i ogrodnik, Pani Ela, zwana Wiedźmą. Właścicielka małego domu, pełnego obrazów i zasuszonych roślin i małego ogrodu tak nabitego roślinami, że ścieżki były szerokości jednej ludzkiej stopy. I całe mnóstwo roślin bardzo rzadkich, rzadkich i popularnych, do których kolędowały całe roczniki studentów Uniwersytetu Gdańskiego.
Dlaczego Wiedźma? Wyobraźcie sobie osobę bardzo szczupłą, lekko przygarbioną, o siwych rozwichrzonych włosach, odzianą w spodnie i męskie półbuty oraz stylonowy fartuch w drobną łączkę w kolorach ogólnie musztardowych, z dziurkami wypalonymi papieroskami, które paliła w długiej fifce. Lubiła krwisty lakier na długich szponach, który od sprawdzania, czy te anemony wyłażą, czy nie, częściowo odpadał, zastępowany od wewnątrz paznokcia świętą ziemią.
Uwielbiała o roślinach gawędzić, a niektórymi hojnie się ze mną podzieliła w zamian za usługi transportowe.
Zawsze, spacerując po ogrodzie, mam we wdzięcznej pamięci Panią Elę, Wiedźmę.
Przegorzan, wiązówka błotna
Variegata i języczka Przewalskiego.
Lawenda. Nie jest moją faworytką, przegrywa z hyzopem, kocimiętką i szałwią. Co też ludzie w tej lawendzie widzą
Kokornak wił się po suchej gruszy. Grusza się obaliła, a on został w formie wigwamu. Na rok

.
Żółty liliowiec w cudnym towarzystwie.
Do miłego - Jagoda