Przed chwilą skończyłam sprzątać nastepną półkę z ceramiką, poleciały stojące talerze z Włocławka, po dzisiejszej niespanej nocy fajna gimnastyka.
Jak ona do mnie trafiła - była to kotka mojej siostrzenicy młodej mężatki, a ona ma to po mnie i dokarmia wszystkie okoliczne biedy. Był koniec listopada jak pod płotem znalazła tę kotkę, odkarmiła, zrobiła w grudniu sterylkę i przed mrozamia wzięła do mieszkania. Od tej pory jej mąż jest na antybiotyku i niby przeziębienie nie przechodzi, wymieniła pościel na antyalergiczną i zrobili testy, które wskazały wrazliwość na wszelką sierść zwierzęcą. Na ratunek przyszła do ciotki i co miałam zrobić - oczywiście wziąć kotkę. Efekt taki, że mąż przeniósł się ze spaniem do bejsmentu, bo nie mógł znieść latajacej po schodach w nocy kotki, latających nocnych talerzy i 0 spania.
A ja siedzę i dumam, co mam robić?
