
Melduję się.

Pomidorówka ugotowana, schabowy, ziemniaczki, mizeria i kompot - wreszcie M poczuł, ze wrócił do domu, ja zresztą też.

A w ogrodzie...
W moim ogrodzie jesień rozgościła się na dobre. Lecą liście z drzew... jakoś tak szło...
Przygotowuję nową rabatę. Mają być tam głównie lilie. To już drugie podejście. Pierwsza rabata została zrujnowana przez krety, a nornice urządziły sobie imprezkę. Z posadzonych lilii praktycznie nic nie zostało.
Może to miejsce okaże się lepsze. Pewnie trochę późno na sadzenie lilii, ale żal mi było wykopywać i przesadzać kwitnące rośliny.
Trochę róż uparcie czekało na nasz powrót. To ładnie z ich strony

Mimo to zasługują na pełne uznanie.
Zauważyłam, że niektóre róże jesienią wybarwiają się na intensywniejszy kolor, szczególnie widać to w przypadku Larissy. Zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, nie dość, że kolor ma bardziej wyrazisty, to jesienne kwitnienie jest bardzo obfite.
Niektóre róże z niewiadomych mi względów... dostały piegów, nawet moja ukochana Sahara

Caramella kończy już chyba definitywnie kwitnienie, szkoda bo pięknie kwitła. Podobnie Gloria Dei, choć ona dodatkowo walczyła z czarną plamistością.
Nawet Elmshorn zrobił mi niespodziankę i pokazał swoje kwiatki. W tym roku ogłosił strajk i praktycznie nie kwitł, rozrósł się tylko w ogromne krzaczysko. Jestem ciekawa jak będzie w przyszłym roku, jeśli się nie zmieni, grozi mu eksmisja.

Bardzo dużo pąków ma jeszcze Lichtkönigin Lucia, Grüss an Aachen, Herkules i kilka innych. Czy zdążą rozkwitnąć?
To była pierwsza odsłona jesieni w moim ogrodzie. Będą kolejne. Zapraszam.