Witajcie serdecznie ,
Olgo, ja mam mieszane uczucia względem Hurgady. Co prawda nie byłam tam długo, ale trzy wyjazdy taksówkami do "miasta", czyli na centralną ulicę handlową oraz spacer w dniu przjazdu w pobliżu hotelu Empire . Jakeś 5km. A także obserwacja z okien taksówek , nie powaliły mnie szczególnie. Plaże także nie takie jakie sobie wyobrażałam znając Egipt z turystycznych folderów. Co prawda w kompleksach hotelych. Ogrodzonych i pilnowanych przez policjantów, było wszystko co trzeba do stcjonarnego odpocynku. Sklepy, restauracje, baseny, dostępy do plaży, miejscz do sportów (siatkóka i take tam). Najbadziej mnie denerwowała obecność policjantów z karabinami przed wejściami i te bramki z wkrywaczami metalu. Właściwie podglądnęłam, że one oprócz piszczenia podczas przechodzenia, także zliczały osoby. Po co im ta wiedza .. Wracając taksówką do hotelu, taksówkarz musił się wylegitymować i zostawić jakiś dokument. To jakaś paranoja. Inni taksówkarze wysadzali nas przed głównym wejścim i kawał jeszcze trzeba było podejść na iechotę. Jeden się zapędził i dlatego wiem jakie mają procedury.
Lodziu, staram się jakoś przekazać wicej informacji niż w przewodnikach biur podróży.Może komuś się ta wiedza przyda
![Very Happy :D](./images/smiles/icon_biggrin.gif)
Egipt jest jednym z częściej wybieranych kierunków turystycznych z Polski. Mnie jakoś wcześniej się nie udało. Co prawda było jedno podejściezakończone fiaskiem. W przeddziń wyjazdu M dostał 40 stopniowej goraczki i musieliśmy zostać w domu. Wycieczką nie była ubezpieczona od ryzyka rezygnacji i ...
![Sad :(](./images/smiles/icon_sad.gif)
Dlatego jakoś wydawało nam się, że
jakiś siły maczają w tym palce,bo następnego dnia gorączki nie było, ale samolot odleciał ...
CD
Dzień następny, czyli kierunek Luxor i statek?
Wyruszyliśmy bardzo wczesnym rankiem zaopatrzeni w pudełeczka ze śniadaniem. O dziwo o tak wczesnej porze (ok. 5 rano) właściciele sklepików siedzieli już przed swoimi kramami. Wyglądało na to, że wielu z nich tam spędza noc. Być może zamieszkują na stałe w innych regionach Egiptu a w Hurgadzie czy innych turystycznych miejscowościach pracują. Tak właśnie robił jeden z wielu wiozących nas taksówkarzy. Właściciel kładów też przyjechał z Luxoru za pracą ? Hurgada rozwija się w błyskawicznym tempie. Jeszcze 20 lat temu była to wioska z dwoma hotelikami. Teraz ? teraz widać coraz to nowe hotele, raczej kompleksy hotelowe w budowie.
Powracając do ? drogi do Luxoru ? Jedziemy. mamy do przejechania ok. 300km. W połowie drogi zatrzymują autokar przy przydrożnym zajeździe gdzie możemy zjeść pudełkowe śniadanie, zakupić kawę czy herbatę oraz skorzystać z toalety. Choć jest jeszcze wcześnie , już czekają w tym miejscu ?pracujące dzieci?. Ubrane w tradycyjne stroje, z osiołkami. Za zrobienie fotki z nimi, trzeba jakoś im ?zapłacić?. Chętnie przyjmują słodycze. Dałam jednej dziewczynce batonik, a druga to spostrzegłszy zaczęła się domagać również dla siebie. Dałam, bo taki robiła harmider jakbym jej co najmniej zrobiła jakąś krzywdę. Potem zapakowała zdobycz do przytroczonej do osiołka torby. Torba była już pełna łupów. Pewnie dzieciaki z wioski potem mają używanie. Oprócz dzieciaków, byli tam również handlujący dorośli. Sprzedawali arafatki, kapelusze i takie tam. Ceny jednak jak z kosmosu.
W autobusie jechał z nami przewodnik egipski o imieniu Ahmed. Przedstawił się jako egiptolog, socjolog i ktoś tam jeszcze. Chwalił się, że ?dużo miał nauki?. Mówił prawie dobrze po polsku z naciskiem na prawie. Czasem trzeba było się pewnych zwrotów domyślać, ale i tak jestem pełna podziwu, że wybrał nasz język. A jak potem się dowiedzieliśmy, wybrał polski, bo jest to jeszcze język mało zrozumiały dla Egipcjan. Ponieważ przewodnik gdy opowiada o zabytkach Egiptu, musi łączyć historię z polityką (inaczej się nie da), a nie mogą zbyt wiele powiedzieć, bo np. kierowcy autobusów czy inni tambylcy mogą go podkablować i ? Tak więc język polski jest jeszcze bardzo bezpiecznym . No a polaków także tam wielu wypoczywa i praca zawsze będzie. Prawo jest tak skonstruowane, że na każdego można znaleźć haka. Np. młody lekarz po skończeniu studiów nie może założyć prywatnej praktyki. Musi przepracować w państwowym szpitalu dwa lata. Problem jest w tym, że nie ma wolnych etatów w tych szpitalach. Gdyby zatrudnił się w prywatnej klinice, ma kłopoty i traci prawo wykonywania zawodu, albo czeka na zwolnienie miejsca . Częściej jednak kombinują i narażają się na zafundowanie na siebie haka.
Po posiłku i małej przerwie jedziemy dalej. Następne autobusy już parkują na naszym miejscu.
Następny przystanek , obowiązkowy punkt wycieczki to odwiedzenie tzw fabryki wyrobów z alabastru. Oczywiście tutaj musi być jakieś powiązanie pomiędzy właścicielami fabryko-sklepu a naszym przewodnikiem. Przed wejściem krótki pokaz faz ręcznej produkcji wyrobów. Oczywiście pic na wodę, bo w sklepie figurki raczej wykonane za pomocą maszyn niż rąk ludzkich. Ale niech tam. Kupić, nie kupić, pooglądać można. Na zakupy mamy jeszcze duuużo czasu. Oczywiście ostrzegano nas przed podróbkami sprzedawanymi na egipskich straganach i sklepach. Gwarantowano, że u nich jest bezpiecznie i pewnie. Kilka osób skusiło się i wszyscy byli chyba zadowoleni.
Wreszcie dojeżdżamy do Doliny Królów gdzie zwiedzamy grobowce . Niestety nie wszystkie są udostępnione dla turystów. Wypada nam obejrzeć tylko trzy. Niestety jestem zawiedziona , bo może i oczekiwania miałam rozbudzone programami discavery oraz oczekiwaniem na zobaczenie czegoś niezwykłego. Zdjęć nie można było robić w Dolinie Królów. Muszą wystarczyć wspomnienia. Same grobowce nie zrobiły na mnie wrażenia. Wejście dość wąskie. Korytarz lekko w dół na długośći ok. 20m. Na ścianach korytarza hieroglify sceny z życia faraonów. Nikt nam nie objaśniał tych scen, bo zwiedzanie było na tempo. Na końcu korytarza znajdowało się niewielkie pomieszczenie. W jednym z grobowców stał pośrodku wysoki sarkofag. Pilnujący tam pan, za bakszysz pozwalał stanąć na deseczkę (zaimprowizowany schodek), coby można było nieco zobaczyć postać leżącą na samym szczycie sarkofagu, albo raczej jej zarys. Poza tym nic więcej. Oglądając programy popularno naukowe, spodziewałam się ujrzeć w grobowcach królewskie przedmioty, które tam były pozostawione dla faraonów na drogę w dalszym ?życiu?. Wszystkie te przedmioty znajdują się w muzeach na całym świecie. Część w muzeum kairskim w Egipcie. Ogrom jednak trofeów został wywieziony do Anglii, Francji, Stanów itp. Pamiątki o bezcennej wartości były sprzedawane za ?grosze? . Wiele takich przedmiotów, zrabowanych z grobowców znalazło się w sklepach z pamiątkami. Co prawda to było wiele lat temu, ale ? O zgrozo.
Na dzień dzisiejszy grobowce pozostały jedynie samymi budowlami. Wewnątrz nie ma żadnej ochrony tego co pozostało. Jedynie pan , który chętnie przyjmuje bakszysz, ale nie wydusi się z niego choćby kilku zdań o historii tych miejsc.
Temperatura panująca w Dolinie była ogromnie wysoka. Całe szczęście, że nie dostrzegłam tam termometru, bo mogło się zrobić słabo na widok samego wskazania : 65*C. Dowiedziałam się o tym dopiero później, jedząc kolację w klimatyzowanej restauracji.
Jedziemy zatem dalej do sanktuarium i grobowca królowej Hatszepsut. Nasz przewodnik ciekawie opowiadał historię tego sanktuarium wraz z koneksjami i powinowactwem rodzinnym królowej Hatszepsut. Właściwie trudno ogarnąć kto komu był poślubiony, ale i tak ciekawie się słuchało. Jeżeli chodzi o zwiedzanie, to tylko z zewnątrz. Trzeba uważać na tutejszych przedsiębiorczych Egipcjan. Niby tak z życzliwości pokazują gdzie można zrobić dobre zdjęcie. Pozują z nami, ale na koniec żądają bakszyszu (1 do 5 dolarów amerykańskich). Zdarza się, że nawet kilku dochodzi w momencie cykania fotki i każdy potem wyciąga rękę po pieniądze.
Nieopodal siedzą policjanci z kałasznikowami lub uzi. Mają układ z naganiaczami i lepiej nie zadzierać. Zdecydowanie trzeba dziękować za pokazywanie miejsc ?niedostępnych? (za barierkami) dla turystów, bo można narazić się na poważne kłopoty i zapłacić słoną karę. Areszt także wchodzi w rachubę jeżeli nie odpali się policjantom łapówki. Taki naganiacz wprowadza ?ofiarę? za barierkę, niby nikt nie widzi a .. tam jest coś niewiarygodnie ciekawego do zobaczenia. Tego nikt nie może zobaczyć, ale ON pokaże, tylko szybciutko ?. I kłopoty gotowe.
Po południu jesteśmy dostarczeni na statek. Nasz nazywa się ?Angelatel Nile Cruises?. Bardzo ciekawie są zacumowane te kolosy wycieczkowe przy nabrzeżu. Aby przejść na właściwy statek trzeba przejść niekiedy przez cztery czy pięć innych. W zależności który pierwszy przycumował. Mieliśmy zatem mały podgląd jak można być zakwaterowanym i nie powiem, miałam nieco obaw wędrując przez kolejne pływające hotele. Jeden wyglądał jak Titanic, ale widać że już był tylko stacjonarny. Za czasów jego świetności musiał być wyjatkowo luksusowy. Podobno (tylko ze słyszenia od przewodnika) pływają i takie baaardzo luksusowe jednostki. Z jakuzzi w każdej łazience i bajerami że hej. Nasz miał 4 gwiazdki. Dostajemy przydział kabiny na -1, czyli gdzieś równo z taflą wody. Trzeba interweniować. Pilotka bez przekonania pyta belkowanego recepcjonistę ?. I o dziwo dostajemy kabinę na pokładzie recepcji, czyli pokład 0. Już mięliśmy przygotowany wspomagasz, ale obyło się bez dodatkowych kosztów. Kabina dwuosobowa z dostawka, a raczej z dowieszką. Trzecie łóżko w formie piętrowej. Kabina ok. 10m kw z łazienką, klimatyzacją (trochę słabo działającą), telewizorem (i tak nie oglądaliśmy, bo szkoda było czasu). No i z dużym panoramicznym oknem. Jest także lodówka. Bardzo użyteczna w tamtym klimacie. Kabina jest sprzątana 2 razy dziennie. Sprzątana to zbyt dużo powiedziane, ale zabierane są śmieci i zmieniane ręczniki. Za sprzątanie zostawia się na łóżku dolara lub 5 funtów. Za to pan (tam tylko panowie sprzątają) stara się z ręczników zmajstrować jakiegoś zwierzaczka czy inną postać. Zauważyliśmy, że te postacie nawiązują do miejsc w których cumuje statek lub zwiedzanych rejonów. A może to tylko takie odczucie , skojarzenie ? Gdy zwiedzaliśmy świątynię Krokodyla w Comombo, na łóżku był krokodylek itp.
Wieczór spędziliśmy na górnym pokładzie tarasowym. Leżąc na leżakach obserwowaliśmy oddalający się Luxor. Potem szybko jakoś zaszło słońce. Widok całkiem uroczy. Od Nilu wiał orzeźwiający wietrzyk. Widoki przesuwały się w zwolnionym tempie. Niesamowite wrażenie wywołało nawoływanie Muzinów do modlitwy dobiegające z różnych stron i niosące się po wodzie.
Ok. 23 godziny wpływamy do śluzy. Ja już byłam bardzo zmęczona i szykowałam się do spania a M poszedł na pokład i po chwili wrócił z ?męską sukienką? tzw galabiją. Dziwny sposób handlowania ?. Sprzedający przerzucali towar na statek oczekując odrzucenia pieniędzy ? Do tej pory nie mogę tego pojąć.
Galabija została kupiona dla syna do kompletu z wcześniej zakupioną chustą do wiązania na głowie. Zresztą strój ten bardzo się przydał na wieczór przebierany w galabije organizowany na statku.
Fotosik sę zciął. Będę próbowała dodć zdjęcia. Jeżeli teraz się nie uda , to trochę później