Kochani, dziękuję, że do mnie zaglądacie, mimo że tu ostatnio takie pustki

Fakt, czasu mało ogólnie na wszystko, dodatkowo to nasze pierwsze miesiące w nowym domu, więc pracy jest sporo. Przez pierwsze miesiące ciągle się coś działo, więc nawet nie ma czasu zastanowić się nad porobieniem zdjęć zielonym przyjaciołom... Niestety mój wielki mega-bluszcz umarł - zeżarł go przędziorek, z którym nie miałam siły walczyć ze względu na jego rozmiar (znaczy się rozmiar bluszcza). Mniejsze roślinki też dopadł (np. ficusa microcarpa), ale tego przeniosłam do chłodniejszego pomieszczenia i przędziorek zniknął (przędziory giną w temp. poniżej ok. 14 st. C). W domu z wilgotnością o wiele gorzej niż w mieszkaniu, gdzie nawet zimą nigdy mi nie spadała poniżej 40%. Tu najgorzej w salonie, gdzie prawie non-stop palimy w kominku. Całe szczęście - pod najbardziej okupowanym w salonie przez rośliny parapetem, nie włączam w ogóle kaloryfera. Zobaczymy, czy np. skrętniki odmianowe przeżyją zimę. Ale nawet by mnie to nie zmartwiło, bo mam całą armię młodych fiołeczków od Mroofki , które przecież gdzieś będę musiała umiejscowić, jak już się rozrosną

Obiecuję wiosną, jak zawsze, po zimowej hibernacji, znowu nadgonić zdjęciami

Póki co - wszystkim Wam życzę pięknych, białych i rodzinnych Świąt!
