Ewo - ja jeszcze nie wiem czy lubię rh Cunnigham's White, ale zdrowo rośnie więc niech chociaż zielenią liści czaruje.
Celinko - nawet nie wiesz w jakim jesteś błędzie.
W tym roku z różnych powodów udało mi się opanować warzywnik, reszta cały czas zarasta albo jest w fazie przeróbki. I końca nie widać....
Ognisty krzew to jakiś klon palmowy kupiony w ogrodniczym obok mojej działki.
Aniu - ten klon rośnie u mnie już kilka lat, nowe przyrosty ma w takim pięknym kolorze, starsze nie są już tak atrakcyjne.
Miłka - ta róża to Graham Thomas, u mnie to wielki krzaczor. Gdyby nie wielka różnorodność i kolejne chciejstwa to bym posadziła rzędem 10 Grahamów i potem tylko cieszyła się jego kwiatami.
Beatko - hakuro mam od niedawna ale dwie działko dalej jest niesamowity okaz, oczu nie można oderwać.
Stasiu - tylko nowe przyrosty są tak pięknie wybarwione, starsze nie są takie atrakcyjne.
Nie wiem jaką mam odmianę, właściwie w tym roku dopiero zaczął rosnąć na dobre, do tej pory miał skromne przyrosty.
Mario - u mnie kobea dopiero zaczyna kwitnienie, dzisiaj widziałam chyba 8 rozwiniętych kwiatów i trzy razy tyle przygotowuje się do kwitnienia. A to dziwne. Posadziłam kobeę przy pergoli, marnie rosła początkowo, dopiero niedawno się pozbierała. Nie dbałam o nią ale widać tegoroczne lato jej się spodobało. To tylko potwierdza moje przekonanie że jak coś chce rosnąć to będzie rosło.
Grażynko - już po kwitnieniu lespedezy, zaczyna zawiązywać nasiona i pojawiają się pierwsze żółte listki. Najbardziej ją lubię jesienią jak robi się żółta i gdy wiatr targa listkami. Na szczęście są dość drobne to do wiosny zdążę posprzątać te, których wiatr nie wywieje
Dzisiaj skasowałam w końcu ogórki, od razu zrobiło się ładniej.
Przy okazji przycięłam jeżyny, wyrwałam część fasolki szparagowej, jutro kasuję resztę bo pozbierałam co było i nie mam zamiaru czekać na przymrozki.
Dynie trochę mnie zaskoczyły, pierwsze były nieduże, kolejne są coraz większe a ja przecież chciałam maluszki. Bo jak mam zatarabanić jakiegoś giganta na trzecie piętro w starym budownictwie skoro sama wchodząc dostaję zadyszki.
W tym tygodniu muszę przesadzić hosty bo do wiosny zapomnę która gdzie rosła i jak duża była.
Chyba już uodporniłam się na wieczny brak czasu, robię co muszę, albo to co sobie zaplanuję a reszty udaje mi się nie widzieć.
Na szczęście nie będzie już ogórków, zebrałam też ostatnie winogrona, jabłonie już kończą owocowanie. Zostają tylko pomidory, dynie i maliny. To mały Pikuś, jakoś się obrobię.
Chyba po tegorocznej klęsce urodzaju po raz pierwszy wypatruję jesieni.