Asiu, jeśli chodzi o jabłonie, to ja mam dwie - James Grieve (to ten zebrany, którego fotkę wrzucałam) i Spartan (to zimowe jabłko, więc owoce nadal na drzewie). Obie są póki co bezproblemowe, nic z nimi nie robię, poza lekkim przycinaniem (głównie Spartana, bo JG wolno rośnie, pewnie ze względu na ogromną plenność). Spartana jadłam u Agi i bardzo mi smakował, JG dopiero u siebie, ale wszyscy twierdzili, że to dobre jabłko i się nie zawiodłam. Słodki z lekkim kwaskiem, aromatyczny. Obecnie owoce, które nie zostały zjedzone (te z fotki) leżakują w garażu i przyznam, że robią się coraz lepsze w smaku.
U nas duże wzięcie mają śliwki, dlatego mam aż 4 drzewa, z tym, że jedno jeszcze małe. Pierwszy owocuje Herman (połowa lipca), jest całkiem niezły i cieszy się powodzeniem zwłaszcza, że o tej porze roku jest mały wybór śliwek. Później mam Węgierkę Dąbrowicką. Smakowo świetna, ale przez pierwsze dwa lata zakwitała jakoś wcześniej niż inne, więc marzły jej kwiaty. Fakt, że była wtedy kurduplem (mam ją szczepioną na skarlającej podkładce), a im niżej, tym większe szkody przymrozkowe. Teraz jest już całkiem spora, więc trochę owoców było (w tym roku w ogóle jakiś był problem z węgierkami w mazowieckim, zima chyba uszkodziła sporo pąków kwiatowych), poza tym jakoś uspokoiła się z tą porą kwitnienia. Podobno pyszna i bezproblemowa jest Katinka i nie wiem, czy sobie jej nie sprawię, o ile dostanę drzewko na skarlającej podkładce. Kolejna to Amers - dla mnie hit. Nie dość, że wielki, to jeszcze pyszny, można długo się nim cieszyć (choć w tym roku niestety cieszyły się też robaki, bo oprysk zmył mi deszcz) - jest dobry nawet, jak nie jest dojrzały. Bardzo plenny, aż trzeba go przerzedzać, bo wiąże świetnie. Mam jeszcze śliwę NN, którą sama wyprodukowałam, tzn. zaszczepiłam na podkładce ze zrazów pobranych z drzewa znajomych (w sumie to głowy nie dam, że to nie Amers, bo pora dojrzewania podobna, też ma wielkie i pyszne owoce, ale to się okaże, mam nadzieję, w przyszłym roku - w tym roku się nie udało).
Mamy jeszcze 2 grusze, jedna jest pomyłką odmianową, niezbyt dobra (robi się mączysta), ale wczesna i dzieciaki ją lubią, dość długo może wisieć i zawiązuje owoce nawet bez zapylenia, więc ją trzymam na razie. Potem się zobaczy. Konferencja jeszcze wisi, bo to późna odmiana.
No i wiśnie - mam 3, ale jakoś kiepsko mi idzie z nimi. Groniasta raczej lubi cieplejszy klimat i słabo owocuje, choć owoce są boskie, Kelleris jest jakaś krucha i dwa razy mi się złamała, więc ciągle jest przykurczem, a trzecia jest młodziutka, ale powinna dobrze owocować - mam ją od Agi, wykopała mi odrost poniemieckiej wiśni sąsiada, których pełno na jej działce (owoce mi smakowały). Generalnie z wiśni to nie lubię Łutówki (nie pamiętam, czy jej właśnie nie masz). Dla mnie zdecydowanie za kwaśna, ale ja potrzebuję owoców do jedzenia na surowo, więc to jest głównym wyznacznikiem. Oczywiście nadmiar owoców zamierzam przerabiać, ale jak patrzę na nasze możliwości, to plony muszą być naprawdę duuuuże
Aaa... mamy też brzoskwinię, została jedna, Reliance i faktycznie można na niej polegać. Ale generalnie brzoskwinie bardzo krótko się przechowują, więc w sumie nie wiem, czy polecać. Choć owoce są fajne, trzeba przyznać.
Podsumowując - oprócz wiśni (ale może to się zmieni) jestem zadowolona ze swoich drzewek i cieszę się, że poświęciłam czas na dobór odmian, bo - jak już wspominałam - owocowanie jest idealnie rozłożone w czasie.
Polecam jeszcze jagodę kamczacką, ale nie te starsze, ruskie odmiany (czyli Dinnopłodna, Sinigłaska, Wołoszebnica i Czelabinka) - te są kwaśne i gorzkawe. U Kalisiaka widziałam fajne odmiany.
A jak Ci wyszło sianie borówki?