Wpadam porobić wiatr we własnym wątku, ale kto bywa u Marysi przy kuchennej wyspie, to wie, że żyję

Zdjęcia się robią....mam strasznego lenia z nimi, bo wstawianie na forum przez imageshack wyjątkowo mnie wkurza - zajmuje tak strasznie dużo cZasu, że w polowie mi się odechciewa

Ale obiecuję poprawę, może nawet dziś, jeśli dziewczynki pozwolą, bo ostatnie dni są nieznośne.
A tymczasem dzielę się dylematem, licząc, że może mnie jakoś natchniecie...siedzę od 2 dni nad ofertą Rosarium i co mi jeszcze nie osiwiało, to siwieje teraz, bo nie umiem wybrac:( A raczej wybrać bym umiała, gdybym dysponowała budżetem choć o jedno zero wyższym, bo wtedy bym po prostu kupiła wszystko, co mi się podoba

A tak, zmobilizowawszy cały posiadany zapas silnej woli, zdecydowałam, że więcej niż 5 róż nie kupię. Potrzebuję 3 pnące, dwie na najdłuższą ścianę domu od strony południowej, reprezentacyjnej: waham się między Kiftsgate a Paul's Himalayan Musk - za pierwszą przemawia gigantyczny rozmiar, za drugą różowy kolor kwiatów, tyle, ze przy obu pisze, że nadają się do półcienia, to może im ta wystawa południowa nie posłuży?
Dalej, na scianę po zamordowanym bluszczu miala iść Lykkesfund, ale teraz się waham, czy też nie Kiftsgate... no i jeszcze do kompletu, chcialabym niskie pnące na rabatę w półcieniu i na tuję przy południowej ścianie, i tu już jest dramat zupełny, bo za wiele jest tych, które mi się podobają

Wstępne typy to Eden, Pilgrim albo Constance Spry. No i na koniec na pergolę prowadzącą z części podwórkowej do ogrodu właściwegho...tu przynajmniej nie mam problemu, bo musi być żółta i będzie Golden Gate
Czyli, nie miala baba klopotu, dopóki sobie na forum róż nie poogladała i jej się namiętnośc do tych kwiatów nie udzieliła
