Basiu, niestety nie mam w pobliżu lasu... mam tylko u siebie tzw. las

czyli pas drzew szerokości mniej więcej 3 metrów...Tak naprawdę niczego nie mam w poblizu

To jest taka dziwna wieś, a właściwie wioseczka - kilkanaście domów, żadnego sklepu, wokół pola, a ponieważ wieś jest na niewielkim wzniesieniu, to z daleka ją widać. A więc na spacer idzie się w pole...
Marzenko - te plastikowe obrzeża to nie jest moja ulubiona ozdoba

no cóż, muszę oszczędzać cegły na ścieżkę, więc rabata z konieczności musiała zostać w ten sposób wykończona...pocieszam się, że to tymczasowe...chociaż, jak wiadomo, tymczasowe rozwiązania sa najtrwalsze...
Kasiu, dzisiaj za chwilę specjalnie dla Ciebie My Girl
Małgosiu...współczuję

a jednocześnie pomyślałam sobie, że czasem nie docenia się tego, co się ma... w tym przypadku tego
kogo się ma
Majeczko, dzięki! Skoro Ty piszesz, żeby nie zmieniać rabaty - to nie zmieniam

Uff!
Aneta, tak, te obie róże z pewnością są u mnie w ścisłej czołówce. A kolory Pastelli niezwykłe, właściwie ciągła niespodzianka - dzisiaj zauważyłam, że jeden z kwiatów jest biały z domieszką zieleni...
Dzidka - Mariatheresia jest rzeczywiście urocza, subtelna, delikatna. Wprawdzie u mnie miała trudny początek, bo złapała od razu mączniaka, ale już chyba wychodzi na prostą.
Basia, ja myślę, ze niezależnie od ulubionych kolorów białe róże są przepiękne. Jakoś tego przedtem nie doceniałam, dopiero w swoim ogrodzie
Ewelina - jakże miło mi Cię powitać!

Chciałabym, żeby różom było u mnie dobrze...ciągle się tego uczę. Ale również mnie podobają się nie tylko róże.
Agnieszko, Augusta jest naprawdę oszałamiająca, łącznie z zapachem

A z kociarnią mam niezłą zabawę, wprawdzie nie w domu, bo to koty podwórkowe. W dodatku nie moje, lecz sąsiadki...ale jakoś sobie upodobały nasz ogród i naszą stołówkę chyba też
Dzisiaj pracowity dzień, znowu ryłam przy kolejnej rabacie...tym razem nie różanej i właściwie do końca nie wiem, jakiej
Zaczęło się od tego, że wsadzałam w ziemię różne rośliny. które trzeba było gdzieś przesadzić, bo nie pasowały, albo takie, które zostały kupione "niezwykle okazyjnie" (za to bez pomysłu, gdzie je posadzić), albo wreszcie te, co do których nie było wiadomo, czy przeżyją
A miejsce było mało pokazowe - po pierwsze "za jałowcami" ( te jałowce to umowna linia, na na której kończy się ogród, a zaczyna sad oraz tzw. las), a po drugie - nigdy nic tam nie rosło, oprócz trawy i chwastów...a właściwie raczej chwastów i trawy

Na te kolejne rośliny kopało się po prostu dołek i już. No i przyszła wreszcie pora, by te dołki połączyć

Uff, mówię Wam...zajęło mi to 3 dni...no, nie całe dni na szczęście.
Nawet myślałam o uwiecznieniu tego wiekopomnego dzieła, ale...skończyłam dzisiaj już o zmroku
Za to róże przezornie sfotografowałam przed południem.
Astrid Grafin von Hardenberg - chyba udało mi się złapać ten właściwy kolor. Pomyślałam sobie dzisiaj, że właśnie ta róża jest mi jakoś osobiście najbliższa...jednym słowem: gdybym była różą, to właśnie tą ...no cóż, tak sobie czasem kombinuję
My Girl - cudo, szczególnie lubię jej kwiaty, kiedy nie są zupełnie rozwinięte, wtedy ma lekko różowy kolor...
Burgundy Iceberg - tym razem w pełnym rozkwicie
Candlelight
