Odkurzam wątek, bo bardzo potrzebuję porady.
W zeszłym roku moje lilaki poraziła bakterioza. Mimo starannego posmarowania ran po wiosennym ścięciu kwiatostanów, podlewania, zadbania, najpierw na jednym, potem na drugim rozwinęła się choroba. Wycięłam całe silnie porażone pędy, liście ze zmianami systematycznie usuwałam, w październiku były już prawie całe oskubane. Pryskałam miedzianem i bioseptem. Wyzbierałam każdy opadnięty, wysuszony liść bo zależało mi na roślinach ( choć to zwykłe, bezimienne lilaki o pojedynczych kwiatach, ale pięknie pachnących). Na wiosnę starannie opryskałam jeszcze śpiące krzewy miedzianem, a potem ponownie tuż przed pęknięciem pąka. Miałam nadzieję, że problem się nie powtórzy.
Niestety, już teraz, na tych młodych małych listkach zaczynają pojawiać się pojedyncze plamki
![smutek ;:174](./images/smiles/sad.gif)
Oberwałam parę takich pędów, część przycięłam, ale lilaki są tuż przed kwitnieniem, nie mogę ich teraz ogołocić bo pewnie tych kwiatów nie utrzymają. Co zrobiłam źle, tego nie wiem.
Skąd się na nich znów wzięła choroba i czy porażone bakteriozą krzaki są już nie do odratowania? Ktokolwiek wyleczył lilak tak, by więcej nie zachorował?
Zaczynam się zastanawiać, czy jest dla nich jakikolwiek ratunek, bo liście przy bakteriozie wyglądają okropnie, a stoją niedaleko tarasu, myślę czy je ściąć. Miał pomóc miedzian na zmianę z bioseptem, mogę je tak pryskać kolejny sezon, ale pytanie, czy warto.
Czy ta bakteria zimuje w zeszłorocznych liściach, czy w roślinie w środku i i tak każdego roku je dopadnie?
Będę wdzięczna za pomoc.