Dziękuję za cierpliwość. Coś przez tą pogodę nie mogę spać. Zatem jeszcze raz choć bez obszernego wstępu, bo wena jeszcze mizerna
Zwierzęta umieszczone na zwieńczeniach dachów (w rogach) miały chronić przed nieszczęściami a przede wszystkim przed pożarami.
Znaki nad tronem cesarskim oznaczają ?mądrość, sprawiedliwość?, i coś tam jeszcze.. nie bardzo pamiętam. Za tymi znakami cesarz chował instrukcję co do następcy tronu. Miał wielu synów i wybierał sobie tego, którego uważał za bardziej odpowiedniego . Instrukcja ta pozostawała tam do momentu śmierci cesarza lub jego ciężkiej choroby, która uniemożliwiała mu dalsze rządzenie. Wtedy to dopiero wyciągano ją i jeden z synów obejmował rządy.
Po dokładniejszym przyglądnięciu się dachom, odkrywamy, że dachówki pokryte są klinkierem. Trzeba dodać, że pochodzą one z 15-tego wieku.
W wielu miejscach Zakazanego Miasta ustawione są wielkie naczynia na wodę. Służyły one jako zbiorniki na wypadek pożarów. Zdaje się, że wtedy pożary były bardzo częste, bo i te zwierzęta w rogach dachów strzegące domy przed ogniem ?
Przechodzimy do ogrodów cesarskich ..
Skamielina, która została podarowana cesarzowi i z której cesarz był podobno bardzo rad.
W ogrodach znajdowały się drzewa wyglądające na baaardzo wiekowe. Były spięte klamrami.
Na środkach chodników widnieją dawne mozaiki. Tamtędy chadzał cesarz. Służba zaś kroczyła po bokach. Jak wcześniej pokazałam na fotce płaskorzeźby na środku schodów, to także było zarezerwowane przejście wyłącznie dla cesarza.
Dostrzegłam także dziwne drzewo (żywe) wyglądające jak dziwny stwór. Nie było widać działalności człowieka ..
Obszar ogrodu nie zajmuje wielkiej powierzchni, jednakże zdołano tu umieścić 20 różnych budowli.
W tym pawilonie cesarz raz na trzy lata dokonywał wyboru nowej konkubiny. Miały one od 13 do 17 lat.
Ogrody cesarskie były ostatnim etapem zwiedzania Zakazanego Miasta. Oddajemy elektronicznego przewodnika i odbieramy za niego kaucję 100 juanów. Czas szybko minął. Trochę za szybko. Cztery godziny na zwiedzanie to zdecydowanie za mało. Może jeszcze kiedyś tu wrócimy ?.
naprzeciwko północnego wyjścia znajduje się park również do zwiedzania. Zapomniałam jak się nazywał i nie zagadałam do kamery. Biletów też nie zachowałam. Całkiem nie byłam przygotowana na zdawanie relacji z podróży.
Tak więc jeszcze trzeba przy okazji zwiedzić ten park. Nie wiemy czy uda nam się go dokładnie zwiedzić, bo już grzmiało. Będzie burza ? Oczarowują nas kwiaty lotosu. Ten park ma 1000 lat. Nie zważając na oznaki pogody pniemy się stromą ścieżką pod górę. Udało się dotrzeć na szczyt. Widok z góry jest niesamowity na Zakazane Miasto. Szkoda tylko, że otulone we mgle. Wypatrujemy oczy i podziwiamy. Dostrzegamy jednak ogrom tego miasta. Na mapie wygląda to skromniej. Całkiem wyraźnie widać także Białą Pagodę.
Niestety rozpadało się. Zapadł zmierzch i ogród trzeba było opuścić. Kupiliśmy przeciwdeszczowe płaszcze, ale przy tym ulewnym deszczu na niewiele się zdały. Teraz trzeba złapać taksówkę i do hotelu.
Wieczorny spacer. Ciekawe pojazdy do przewozu pasażerów. Życie nocne w Pekinie wrze. Jak kto głodny, a my byliśmy głodni, to ma możliwość zaspokoić głód na ulicznych stoiskach. My trafiliśmy na ulicznego grilla. Pan miał przygotowane szaszłyki z różności : ser tofu, ośmiorniczki, różne gatunki mięs i jakieś dziwnie wyglądające kulki. Szaszłyki były zapakowane w folii i przygotowywane bezpośrednio przed podaniem klientowi. Były smażone na grillo blasze. Trzeba było posmakować tamtejszych smaków. Nie powinno nam nic być, bo wysoka temperatura zniszczy ewentualne drobnoustroje. Inni też jedli .. My przeżyliśmy bez żadnych sensacji żołądkowych. A wrażenia pozostały
Jeden z kolejnych dni. Idziemy zwiedzać świątynię Temple of heaven. Zrobiło się diabelnie gorąco i duszno. Już mnie nie dziwią ludzie pod parasolami w słoneczny i bezdeszczowy dzień . Idziemy przez park i ku naszemu zdziwieniu gra muzyka a ludzie tańcują pod gołym niebem. Potem idą dalej i następni zatrzymują się na chwilę, pląsają i odchodzą. Nikt się nie dziwi. Buzie uśmiechnięte, radosne.
Idziemy dalej. Już widać w dali świątynię Nieba. Po drodze znajduje się pawilon ofiarny, gdzie składano (kiedyś) ofiary ze zwierząt. Teraz ludzie sobie siedzą , grają w karty, tańcują, śpiewaja i grają w tzw ?Zośkę?. W to kopanie grały panie w różnym wieku, nawet w zaawansowanym. Ci Chińczycy jednak potrafią dbać o kondycję. Byłam pod wrażeniem.
Wyglądało, że ludzie cieszą się z tego co robią. Nie zauważyłam żadnych kapeluszy na datki. Oni tak sobie po prostu występują.
I nasze przywiezione "zośk" :
Zatrzymując się co chwila i podziwiając występujących, zbliżamy się do Świątyni Nieba. Tutaj przychodziła procesja z Zakazanego miasta modlić się o dobre zbiory. Nie można było wejść do środka świątyni. Były tylko otwarte ogromne drzwi. Tam także składano ofiarę ze zwierząt. Z zewnątrz sama budowla była okazała. Mieniła się kolorami, w których dominowało złoto, czerwień i niebieski. Wymalowana była w symbole cesarzowej (feniksa) oraz cesarza (smoka).
Idziemy wg kierunkowskazów do Ściany Echa. Znowu trzeba kupić bilety. Jeżeli jesteśmy przy zakupie biletów, to wyraźnie czujemy się dyskryminowani. Ceny biletów dla Chińczyków są znacznie niższe niż dla obcokrajowców. Zdaje się, że albo państowo dopłaca do ich biletów, albo na nas zarabia .
Po zwiedzaniu świątyni , udajemy się na wieczorny spacer. Dochodzimy do ulicy ?zakupowej?. aha , idziemy ulicą, gdzie w jedną stronę jest ?tylko? siedem pasów ruchu. Dla samochodów oczywiście.
Idziemy na poszukiwanie sklepu, w którym znajdziemy kawę. Nasza się skończyła a oni chyba wyłącznie piją herbatę. W sklepach praktycznie jej nie możemy znaleźć. Niestety macdonaldsy niestety i tu znalazły podatny grunt. Jest godzina 21, a ludzi cała masa. To nie jest wcale żaden wiec. Po prostu tłum spacerowiczów lub zakupomaniaków.
Znaleźliśmy bliski nam akcent. A mianowicie , kościół katolicki.Prawdopodobnie pod wezwaniem św. Józefa. Przed kościołem chłopaki jeżdżą na deskorolkach. Inni siedząca schodach kościoła i odpoczywają. O tej porze kościół jest zamknięty
Mocno wieczorne życie tętni. Zadziwiają barwy neonów i wielkoformatowych reklam. Zadziwił także budynek ? kameleon. Zmieniał bowiem barwy co kilkadziesiąt sekund. Najpierw był niebieski, potem zielony i fioletowy. Zmieniały się także na nim reklamy.
Kolejny dzień zwiedzania. Docieramy do kompleksu olimpijskiego.
Tutaj odbywała się olimpiada w 2008 roku. Ciekaw architektonicznie budynki. Np. pływalnia zbudowana jakby z bąbelków. Budynek, wieżowiec w kształcie znicza. Ciekawy też jest stadion piłkarski.
Następnym etapem zwiedzania jest Świątynia Konfucjusza oraz Świątynia Lamy. Po drodze mijają nas takie ciekawe pojazdy. Dotarliśmy do Świątyni Lamy. Oczywiście witają nas na bramie symboliczne smoki i feniksy. Na dziedzińcu znajduje się ogromny dzwon, pokryty cały inskrypcjami. Ludzie palą kadzidełka a właściwie garście kadzideł. Modlą się. Trochę tak głupio filmować. To jakbyśmy wleźli do kościoła i filmowali także modlących się ludzi. Filmowanie ograniczamy do minimum ze względu na panującą tam atmosferę. Ci chwila przechodzimy koło młynków modlitewnych. Na rogach dachów oczywiście znajdują się figurki zwierząt.
W jednym z pawilonów podziwiamy eksponaty.
CDN
