No to Wam jeszcze powiem, jakie mam plany na najbliższe dni, gdyż ponieważ iż dziś już na pewno na łące nie zrobię nic. Po pierwsze: będę konsekwentnie drążyć temat szkółki Ropuchowej, do której Tatowy ostatnio chciał, a nie wybrał się. Jest tam jeszcze kilka rzeczy do wyciągnięcia
A ponieważ mój portfel tegomiesięczny jest już niezupełnie pełny, a raczej zupełnie niepełny, postanowiłam oddać się całkowicie tworzeniu grządki kapuścianej, która - w przeciwieństwie do słynnego już "warzywnika" - ma być skończoną pięknością! Całość inwestycji nie przekroczy 10 pe-el-en, gdyż nie zamierzam zostać kapuścianym potentatem, a jedynie pokrzepić się myślą, że będę mieć swoją własną kapuścianą głowę na sezon jesienny, kiedy to wysyp grzybów, co o kapustę aż się proszą. Postanowiłam w tym roku spróbować sił z kiszeniem.
Umówiłam się z Panią z bazarku na piątek na sadzonki melisowe, bo wczoraj "wyjszły" już. Mam nadzieję, że Księżyc przymknie jedno oko, że są one kwiatowe a nie liściowe

i będą rosły jak dzikie, bo melisa to konieczność przy moim koszmarnym charakterze:)
Mieli piękne majeranki, będą więc i one. Chcę też zasiać kolendrę, którą uwielbiam latem świeżą i pachnącą w sałatkach a całość uzupełnię nasturcjami, których nie mam w pakiecie i nadal nie wiem, dlaczego.
I nie będzie śmiechów! Bedzie piknie!
-- 25 kwi 2012, o 13:40 --
Agnesiu, w takim razie dopisuję teraz dedykację dla Twojej Mamy, absolutnie jej się nie dziwię! W ubiegłym roku wybraliśmy się na wycieczkę rowerową wokół Babiej Góry i tam to dopiero był kaczeńcowy festiwal! W jednym miejscu miałam wręcz wrażenie, że to jest jakaś plantacja - równiusieńkie pole, na którym nie rosło nic oprócz nich i na dodatek kwitły spektakularnie!! Mimo że padał deszcz cały czas, bałam się, że zdjęcie będzie prześwietlone

Cudo...