
Udało mi się dziś za to zrobić pierwsze nierozmazane zdjęcie cebulicy. To już coś. Aby to osiągnąć musiałam:
a) przesadzić ją
b) położyć się na ziemi i zaliczyć kilka nieudanych podejść
c) poprosić ją ładnie, żeby się nie ruszała, bo przy najmniejszym powiewie zaczynała tańcować.
W końcu wyszło! Tylko jakoś z tego wszystkiego zrobiło mi się zimno w stopy. Zorientowałam się, że moczę je w stawie

Czego się nie robi, żeby Was (i siebie też:) zadowolić...
-- 11 kwi 2012, o 19:50 --
Stokroteczko, właśnie te ligustry chyba były najgorsze... Co prawda najcięższą robotę wykonał Tata, ja bardziej "asystowałam"

i latałam z kubłami wody. Więc niby nie miałam czym się zmęczyć. To chyba ta monotonia tak mi dała popalić, wpadliśmy w trans prawie. A i tak krzaczków nie wystarczyło. Będzie dogrywka
