Majeczko, Franci, Jule, Nutka - miałam nic nie robić, ale się nie udało
Posadziłam clematisy, hosty i piwonie, a z M. wykopaliśmy częściowo uschniętą wierzbę, którą załatwiły majowe przymrozki (ale miała korzenie, zołza jedna, biedna kochana wierzbunia)... Zrobiło się więc miejsce na miłorząb

Wykopałam też dołki dla róż renesansowych
Znowu jestem styrana, czyli dzień jak co dzień i wszystko po staremu
Majeczko, też jestem z tego powodu szczęśliwa, że ogrom pracy z różami i dla róż nie poszedł na marne... Niektóre co prawda trzeba będzie niżej obciąć, ale przetrwały wszystkie... Mamy się z czego cieszyć, prawda?
Franci, z córką w miarę, ale leży w łóżku, bo momentami tę słabość odczuwa... Jeśli to nie przejdzie, pojedziemy jutro do lekarza...
Royalty daj czas, chyba jest jeszcze młoda?
Jula, możemy sobie podać trzęsące się łapki, bo i ja mam ten stan... Ostrą częścią młota cięliśmy na zmianę korzenie-giganty, wykończyć się można... Dzięki za dobre słowo!
Małgosia, dzięki za dobre słowo! Łeb mnie rozbolał od tego wiatru i siłowania się, ale jak zwykle przeważa zadowolenie, że kolejna ważna rzecz zrobiona... Robiłaś coś dzisiaj w ogrodzie? Gdyby nie wiatr, byłoby naprawdę przyjemnie...
ps. Jutro przywiozę Ci róże od Ewy
