Malik, miałam renklodę Althana z hubą, wyrżnęłam haczykowatymi nożykami (takimi do końskiego kopyta), wydawało mi się do zdrowej tkanki, zamalowałam miedzianem. Ale to mi się tylko wydawało, śliwa żyła bo żyła, nawet owocowała ale zero nowych przyrostów, niektóre gałązki w przekroju miały mocno zciemniały środek. W następnym roku (2009) w innym miejscu na pieńku pojawiła się następna hubka (no bo to chyba huba), doszłam do wniosku, że ten grzyb w niej siedzi i już nic nie pomoże. Jego nie widać, pokazują się owocniki, czy jak to się tam nazywa.
W 2010 r było jeszcze sporo owoców a tym roku już nawet nie kwitła, parę liści wypuściła no i koniec, poszła pod siekierkę. Kupiłam w sobotę taką samą, bo wszyscy bardzo lubią jej owoce, posadzona w innym miejscu z daleka od tamtego- tak na wszelki wypadek.
Tak to już jest. Owocnik na wierzchu tu czubek góry lodowej, grzybnia przerasta całe drzewo.
Drzewa nie mogą zabić grzyba, a jedynie utrudniać mu rozwój; stopniowo jednak grzyba jest coraz więcej, drzewo coraz więcej energii traci na obronę, aż w końcu całą wyczerpie... ale tak już życie drzew wygląda i może trwać długie lata.
Czyli z tego co przeczytałem pozostało mi wyciąć starą kilkunastoletnią wiśnię? Szkoda trochę bo to stara odmiana, czyli trwała jak mówią starzy ogrodnicy.
Spokojnie, póki żyje to nie ma co panikować. Gumowanie to efekt uszkodzeń (niekoniecznie od grzyba, choćby mrozowych), z którymi być może sobie to drzewko jeszcze poradzi. Po zimie się okaże.
Jakieś opryski fungicydami dla ochrony (tu się nie znam, nie używam), normalne cięcie sanitanie (nie teraz, wiosna-lato) zawsze coś mu pomogą.
Dopóki nie zamarło - wycinać nie musisz. Powodem do usunięcia takiego drzewa może być chęć usunięcia źródła zarazy - dla ochrony innych. Jeśli byłaby to np. szarka to wolałbym usunąć. Ale huba to nie powód.
Oczywiście ktoś doświadczony mógłby obejrzeć i ocenić, ale jeśli nie przeszkadza ci że drzewo nie wygląda najpiękniej, to niech żyje.
Raz jeszcze powtórzę, bo to często bywa niezrozumiałe: drzewa całe życie są zarażone rozmaitymi grzybami - i żyją z tym. Lepiej lub gorzej. Czasem i tysiąc lat
czyli zostawię i będę obserwował co się z nią będzie działo dalej. W styczniu jeszcze tylko zrobię ostre cięcie bo od kilku ładnych lat była zaniedbana i nie przycinana.
Nie śpiesz się z tą siekierą, bo ona powinna jeszcze parę lat pożyć. Ja na swojej renklodzie zauważyłam hubę chyba w 2007r a dopiero w tym roku ją wycięliśmy bo opuściła się tylko jedna gałąź. Niepotrzebnie się wcześniej męczyłam z wyrzynaniem tej huby, bo to nic nie dało.
Rozumiem, ale wiśnia jest strasznie zarośnięta i zaniedbana jeżeli chodzi o gałęzie (niektóre na samej górze są jakby suche albo zarażone jakimś "dziadostwem" czyli są podsuszałe, także usunę chore i dotknięte chorobą gałęzie a reszta niech się wzmacnia i owocuje.
malik16 pisze:W styczniu jeszcze tylko zrobię ostre cięcie bo od kilku ładnych lat była zaniedbana i nie przycinana.
Ajaj, nie w styczniu
Takie drzewa (wiśnia, śliwa i inne południowce) tnie się latem, w okresie wegetacji, gdy mają energię na zabezpieczenie ran. Zaczekaj chociaż do wiosny, aż ruszy, liście zacznie puszczać. Oczywiście suche gałęzie usunąć można zawsze, teraz też - jeśli nie narusza się żywego drewna.
Teraz sam już zgłupiałem jedni mówią na przełomie zimy i wiosny, drudzy mówią że wiosną. To jeszcze mam pytanie a jakie drzewa przycina się zimą (styczeń-luty)?
Jest niby zasada, że ziarnkowe na przedwiośniu a pestkowe po zbiorach. Jeśli jednak masz gałązki suche, nadłamane lub w jakiś sposób uszkodzone to je zawsze można wyciąć.
Nie lubię ciąć drzew, nie znam się na tym za bardzo, wycinam tylko chore, uszkodzone albo gdy się krzyżują lub włażą w środek korony niepotrzebnie ją zagęszczając.
Wyczytałam, że w lecie tnie się pod owocowanie a cięcie na przedwiośniu pobudza wzrost drzewka. Sama się o tym przekonałam, kiedy wiosną upitoliłam gałęzie gruszy przechodzące na działkę sąsiada prosto w jego winorośl. Grusza wypuściła mnóstwo wilków, no i trzeba je było wyłamywać póki były małe.
Witam, sprawa wygląda tak że na mojej działce rosną trzy stare ok. 50-letnie węgierki. Zainteresowanie ogrodnictwem, sadownictwem itd. zrodziło się u mnie niedawno i dopiero teraz zacząłem zwracać uwagę na to co rośnie w moim najbliższym sąsiedztwie. A rosną między innymi te trzy stare węgierki, które od kiedy pamiętam nigdy nie wydały normalnego plonu, śliwki zawsze przedwcześnie opadały, były zdeformowane, pojawiały się na nich żywiczne wycieki, były niezjadliwe. Ale ze względu na to że są to naprawdę duże (jak na śliwki to wręcz olbrzymie), rozłożyste drzewa, które wiosną obsypane są pięknymi kwiatami, dodatkowo mile i intensywnie pachnącymi, nikt nie wpadł na pomysł by je wyciąć. W tym roku chciałem dokładniej przyjrzeć się śliwą i zdjagnozować na co są chore i dlaczego nigdy nie wydają normalnego owocu. Oczywiście wszystkie drzewa od dawna porażone są przez wirus Plum pox virus, wywołujący ospowatość śliw, oprócz objawów na owocach są wręcz książkowe przebarwienia na liściach, dodatkowo kora jest silnie spękana i odchodzi całymi płatami. Wiadomo drzewa do wycięcia bo już nic z nich nie będzie. Ale ja mam inny problem, chciałbym się dowiedzieć w jaki sposób wirus może przenosić się na zdrowe rośliny. Wiem że przez uszkodzenia mechaniczne, mszyce (choć tu w zasadzie też chodzi o uszkodzenie mechaniczne) oraz szczepienie zainfekowanym materiałem, ale czy jeszcze w jakiś inny sposób może dojść do zainfekowania tym wirusem zdrowego drzewa? Moje śliwy maja tą szarkę od lat, a nikt z domowników (w tym ja) nie zdawał sobie sprawę co to za choroba i jakie negatywne skutki może przynieść nam i sąsiadom pozostawienie tych drzew przez tyle lat. Liście, opadłe owoce i gałęzie corocznie były dodawane do kompostu, a ten kompost poszedł między innymi pod nowe sadzonki śliw, moreli i brzoskwiń. Czy istnieje prawdopodobieństwo infekcji odkorzeniowej tego wirusa z mojego kompostu na nowe sadzonki. Jak pisałem stare węgierki są duże i rozłożyste, teraz jest masa liści i boję się ich dodać do kompostu by go ewentualnie nie skazić, ale z kolei teraz liście walają się po całym nowonasadzonym sadzie, czy stanowią one niebezpieczeństwo infekcji wirusem dla rosnących tam drzewek? Te stare zawirusowane węgierki oczywiście jeszcze w tym tygodniu wytnę, ale na pewno nie będę w stanie pozbyć się ich systemu korzeniowego, nawet w mały stopniu (zbyt rozbudowany a na dodatek śliwa, więc twarde jak cholera). Czy w takim razie mogę w te miejsca po tych węgierkach wsadzić jakieś inne śliwy jeśli w glebie będzie zalegał cały system korzeniowy starych węgierek? Czy może dojdzie do infekcji nowo posadzonych śliw od starego systemu korzeniowego, np. poprzez uszkodzenia mechaniczne korzeni podczas ich rozrostu, w takim sam sposób jak dochodzi do infekcji guzowatości korzeni?
malik16 pisze:Teraz sam już zgłupiałem jedni mówią na przełomie zimy i wiosny, drudzy mówią że wiosną. To jeszcze mam pytanie a jakie drzewa przycina się zimą (styczeń-luty)?
Jak już wspomniano, najbezpieczniej - żadne ;) Drzewo po przycięciu musi zabezpieczyć rany, a nie zrobi tego będąc w stanie spoczynku. Mając rany niezagojone jest bardziej narażone na przemarznięcie - jabłonie są na mrozy bardziej wytrzymałe i z nimi zazwyczaj problemu nie ma (czasem się zdarza), a śliwa zmarznąć może. W lutym jeszcze może silny mróz chwycić. Tak że zimowe cięcie to właściwie tylko dla jabłoni.
Zimą przycina się drzewa w sadach (towarowych) dlatego że jest czas i z niczym to nie koliduje, później są inne rzeczy do roboty. W ogródku można poczekać na lepszą porę.