To może i ja pochwalę się moimi szkrabami w tym wątku, bo do tej pory tylko go przeglądałam.
Do zeszłego roku miałam tylko jednego siedmioletniego już kota, Kociambera.
W lipcu zeszłego roku, trafił do nas Kacperek.
Przy okazji pojawienia się Kacperka w naszym domu, Kociamber dostał nowe imię, bo nagle wszyscy zaczęli wołać na niego Senior.
Niestety, Senior był kotem wychodzącym, w dodatku niekastrowanym, ale nigdy nie było z nim większych problemów, jeżeli zginął to góra na dwa dni.
Pamiętam jak dziś, że dzień przed wigilią, przyszedł do mnie na mizianie i tak w żartach powiedziałam do niego: "No Seniorek, ty mi czasem nie chodź teraz na panienki, bo idą święta i będziesz miał wyżerkę". Wyszedł z domu tego samego dnia wieczorem i wrócił dopiero w połowie stycznia. Nie wiem jak on to zrobił, bo nie był w stanie ustać na łapach. Był okropnie wychudzony i brudny. Pierwsza rzecz jaką zrobił w domu, to rzucił się do wody i pił i pił i pił. Niestety, mimo pomocy weterynarza, nie dało już się go doprowadzić do zdrowia i niedługo po tym zdechł.
W maju tego roku trafił do nas Chucky.
W między czasie, bogatsza o bolesne doświadczenie z Seniorkiem, jak tylko Kacper osiągnął odpowiedni wiek, został poddany kastracji. Myślałam, że to zatrzyma go w domu. Niestety pomyliłam się. Kacper okazał się strasznym lofrem, ciągle gdzieś się włuczył i niestety od czerwca nie wrócił do domu.
Kiedy wreszcie przebolałam kolejną kocią stratę, z myślą o Chuckym, żeby nie czuł się samotny, kiedy nie ma nas w domu, przygarnęliśmy Gucia.
I znowu mądrzejsza o kolejne złe doświadczenie, nie wypuszczam kotów samych z domu. Mogą wyjść tylko pod ścisłym nadzorem. Gutek, jak podrośnie, zostanie na wszelki wypadek ?przerobiony na dziewczynkę?.
A tak moje biedaki patrzą na mnie kiedy jestem na dworze. W oknie jest siatka, więc nie mogą przez nie wyjść.
