c.d.
Musiałam pokroić post, bo uśmieszków znów było za dużo, jakby kiedykolwiek było ich rzeczywiście aż nadto
Przez to, że zmitrężyliśmy nieco czasu na tę niespodziewaną przerwę w podróży

, zawitaliśmy
do rodzinki męża pod Koszalinem, by skorzystać z gościnności i przenocować w domowych pieleszach
Następnego dnia z rana wyjechaliśmy w dalszą drogę i do Gdańska zawitaliśmy około 16.00 Miasto powitało nas potwornym hałasem: okazało się że szykował się do odlotu śmigłowiec ratunkowy, zabierający z miejsca wypadku ciężko rannego
Zaparkowaliśmy w jakimś przypadkowym miejscu. Okazało się, że w urokliwej, jednej z najstarszych części
miasta, na ul. Biskupiej. Opisu przygód z tego miejsca starczyłoby na kilka stron tego wątku (chyba skuszę
się na wątek "psikusów naszych dzieci i perturbacji z tym związanych

), dlatego ograniczę się
tylko do skrótów.
Po zwiedzeniu tego fragmentu miasta i przeżyciu kilku "nie planowanych wydarzeń" okazało się, że jest
bardzo późno a my nie znamy miejsca na rozbicie namiotu. Pojechaliśmy przed siebie z postanowieniem
wyjechania na drogę podmiejską w celu poszukania jakiegoś wiejskiego gospodarstwa w celu znalezienia
miejsca na namiot i szybki nocleg. Przy pierwszej próbie droga doprowadziła nas do Górek Zachodnich,
czyli ślepa droga doprowadzająca do jakiegoś przedsiębiorstwa. Wróciłam na najbliższe skrzyżowanie
i skręcając w prawo dojechaliśmy do plaży na Stogach. Dedukując raczej logicznie doszliśmy do zgodnego
wniosku, że musi być w pobliżu masa ośrodków wypoczynkowych i pewnie jakieś pole namiotowe! okazało
się, że dojechaliśmy na miejsce bez mapy miasta
Co się działo na miejscu nie będę opisywać, chyba jednak zrobię to w innym wątku, bo szkoda mi tych przygód bez ich opisania.
Oto nasze miejsce pobytu, na drugim zdjęciu gotuje się mleczko na śniadanko
Nie zamieniłabym tego na żadne apartamenty

Wreszcie żadnej gonitwy, żadnego musu, robiliśmy
tylko to, na co mieliśmy ochotę, a nie co należy. No i na miejscu prysznice z ciepłą wodą 24/h
To najważniejsze. Reszta samo życie. Jedynym mankamentem były dyskoteki z karaoke do 3 godziny w nocy.
Bo do trzeciej nie spałam z powodu hałasu (choć dość oddalonego od naszego miejsca pobytu) odległego, a ok. szóstej albo krzyki ludzi pakujących się do drogi albo świeżo przybyłych rozkładających swe namioty.
Reszta OK.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na "siu siu". Oto zdobycze z minutowego pobytu:
maślaczki po przejściu grzybiarzy nieśmiało wychylały swe kapelusze, by rano zostać ścięte jako dorodne;
a tu niespodzianka, jakaś baba wycięła je wczesnym wieczorkiem

A na skraju lasu umiejscowiony cmentarz, za ogrodzeniem rosła firletka omszała:
drapnęłam ją, bo nie pasowała do otoczenia: szyszki i roślinka ogrodowa. Była taka samotna
Z całego zaskoczenia zapomniałam ją obfocić na miejscu

wróciliśmy do domku o 23.00 - bez niespodzianek i problemów, czego i wszystkim urlopowiczom życzę z całego serca.
