
Z tą plamistością no to ja już nie wiem - u mnie akurat nie ma tego w dużej ilości, szczególnie zaskoczył mnie Haendel, natomiast ta bieda Mary, no i jeszcze Lavaglut - ale ta daje sobie radę, puszcza nowe pędy i jeszcze pokażę, na co ją stać.
Co do Rhapsody, to ja mam z nią taki problem, że nie bardzo wiem, ile miejsca jej zostawić. Chyba zrobię z niej ładną rabatówkę, i posadzę obok Pięknego Artura. Żeby miała lekki pólcień, bo ponoć lubi.
Krysiu, te różowe budleje to ja mam już z pięć lat. Dwie ostatnie zimy dały się im we znaki, ale ja mam je w ten sposób posadzone - za nimi jest róża Alba i forsycja, więc kolejność kwitnienia pozwala mi na coroczne ścinanie ich przy ziemi. Potem odbijają - chociaż w tym roku długi i ciężki był to proces...chyba teraz porobię im kopczyki.